31.7.2011
Wyspa Palawan jest określana jaka filipińska ostatnia granica, na której ostała się nieskażona przyroda i czyste środowisko. Sam nie wiem, czy o tym pisać, a zresztą, i tak już w okolicach El Nido pogłębiają dno morskie, by dostęp miały wielkie statki wycieczkowe, i tak już jest chyba ukończona asfaltowa droga między Puerto Princesa i El Nido, ale i tak wierzę, że piękno tego miejsca przetrwa.
14.11.2009
Po dwóch tygodniach na tej wyspie czuję się jakoś spokojniejszy. Na pewno jednak nie wynika to z braku wrażeń, wręcz przeciwnie, tych było dużo. Coś jednak jest na tej wyspie, co nieodparcie uspokaja serce i umysł.
To musi być przyroda. I kolory. Na filipińskiej wyspie Palawan przyroda jest wszystkim. Zdałem więc sobie w końcu sprawę, że w ciągu ostatnich dwóch tygodni cały mój świat zamykał się w kilku barwach, które można policzyć na palcach jednej ręki. Zieleń, wszechogarniająca zieleń dziewiczej dżungli, gdzieniegdzie poprzecinanej niewielkimi poletkami i plantacjami owoców. Dalej są to niebieskie odcienie morza i błękit nieba, żółto-biały piasek na plażach i szare ściany klifów. To wszystko. Pięć barw, których nigdzie nie widziałem w tak idealnej harmonii.
Tak rzeczywiście było! Ale od początku. Największe miasto Palawanu, czyli Puerto Princesa stanowi już samo w sobie miłe wytchnienie po pobycie w Metro Manila stolicy Filipin. Puerto Princesa jest czyste i spokojne. Zwłaszcza, że w czasie mojego pobytu panował nastrój świąteczny święto Wszystkich Świętych, w przeddzień którego mieszkańcy udawali się na miejski cmentarz, żeby spędzić noc przy grobach bliskich. Taki zwyczaj. Przy prawie tej samej temperaturze w dzień i w nocy oscylującej wokół 25-30 stopni może to być nawet przyjemne. Zwłaszcza, że jak zauważyłem, czas na cmentarzu upływa im na jedzeniu i wesołych rozmowach z bliskimi.
W okolicy Puerto Princesa znajduje się dość ciekawa zatoka o nazwie Honda Bay z kilkoma niewielkimi wysepkami. Można się tam udać na całodzienną wycieczkę połączoną z nurkowaniem z rurką. Znajduje się tam jedna wysepka szczególnie interesująca - z długą białą płachtą piasku. Na wyspie Starfish Island (patrząc z góry ma kształt niemal idealnej rozgwiazdy) można przenocować w skromnych warunkach w ośrodku o nazwie Starfish Sandbar Resort. Ja jednak Honda Bay widziałem tylko z lotu ptaka, przy podchodzeniu do lądowania:
Będąc na Palawanie, nie sposób nie udać się do Sabang. Znajduje się tam bardzo długa podziemna rzeka, mówiło się do niedawna, że najdłuższa taka żeglowna rzeka na świecie, ostatnio jednak mówi się, że w Laosie odkryto dłuższą. Porzućmy jednak te geograficzne rywalizacje, gdyż najważniejsze jest to, że wycieczka do Sabang i krótki rejs podziemną rzeką pozwala poczuć się naprawdę jak bohaterowie powieści Juliusza Verne'a Podróż do wnętrza ziemi. Wejście do tej ogromnej jaskini znajduje się ponad 5 kilometrów od wioski Sabang. Przed wyruszeniem należy wykupić bilet do Parku Narodowego na głównym molo.
Większość osób udaje się do jaskini tradycyjną filipińską łódką tzw. bangką (zabierają po 12 osób), która dowozi ich do wejścia do jaskini, gdzie przesiadają się na mniejszą łódkę z wioślarzem. Myślę jednak, że warto wybrać trochę trudniejszą drogą przez dżunglę, zwłaszcza, że wiodą tam dwa różne szlaki, bardzo od siebie różne i można poobserwować małpy. Widoki po drodze wynagrodzą tropikalny skwar i czasami dłuższe podejścia.
Rejs po rzece trwa około 30 minut. Po drodze mijamy potężne skały, wjeżdżamy w ogromne hale i podziwiamy ciekawe formacje geologiczne. Wszystko to oświetlone dość skąpym światłem latarki. Wygląda to tak (zdjęcie pochodzi z folderu informacyjnego):
Sabang w południe jest pełne turystów. Po południu jednak autobusy odjeżdżają i w pełni można docenić walory tej miejscowości. Jednym z nich jest piękna, długa i szeroka plaża. Samo Sabang jest położone bardzo malowniczo a w oddali majaczą porośnięte nietkniętą dżunglą szczyty.
W pobliżu wioski znajduje się rzeka płynąca przez las namorzynowy. Jest ona pod opieką grupki wolontariuszy, którzy za drobną opłatą przewożą ludzi w górę rzeki, opowiadając o życiu lasów namorzynowych. Ci ludzie to prawdziwi pasjonaci, wiedzą wszystko o tym ekosystemie i kochają to, co robią. Niezwykle ciekawa jest taka wycieczka, podziwianie plątaniny korzeni i wypatrywanie jadowitych węży wylegujących się na drzewach. Mój przewodnik na koniec naszej wycieczki zaśpiewał mi nawet piosenkę, w której streścił wszystkie przekazane mi wcześniej informacje.
Ten sam przewodnik przekazał mi także, że jest w stanie zorganizować wycieczkę do plemiona żyjącego w pobliskich górach, z tym, że to trochę dłuższa wyprawa.
Z drugiej strony wioski (przeciwnej niż tam, gdzie znajduje się podziemna rzeka) wiedzie ścieżka do wodospadu. Po drodze można zauważyć tabliczki drogi buddyzmu. Woda w tym malowniczo położonym wodospadzie jest ciepła, spokojnie można się kąpać w stroju adamowym, gdyż w to miejsce i tak rzadko kto się zapuszcza.
W Sabang znajduje się wiele niewielkich i tanich ośrodków przy samej plaży. Ja mogę polecić Mary's Cottage. Jest bardzo skromnie, ale za to tanio i spokojnie, gdyż domki znajdują się na samym końcu plaży.
Wieczory tutaj były bardzo spokojne i malownicze, przy ciągle słyszalnym szumie morza.
Z Sabang można wrócić do Puerto Princesa albo udać się na północ, do El Nido. Można jechać autobusem (myślę, że asfaltowa droga jest już ukończona) albo udać się łodzią. To drugie wyjście jest droższe, ale podobno widoki są warte ceny. Mnie nie dane było tego sprawdzić. Do brzegu dobiły bowiem jakieś ogromne fale, stanowiące pewnie jakiś odprysk tajfunu Santi, przechodzącego na szczęście kilkaset kilometrów na północ. Rejs odwołano.
Dużo aktulanych i rzetelnych informacji o Sabang i Palawanie znajdziecie tutaj.
Jożin