Islas de San Bernardo (Isla Mucurá), Kolumbia - Na wyspie

12 maja 2011

W czwartek wstaję o 6.45, pakuję się i ruszam do biura zapłacić za bilet na wycieczkę na archipelag Islas de San Bernardo (Wyspy Świętego Bernarda). Kosztuje 35.000 pesos. Jest to w sumie jedyny sposób, żeby się dostać z Tolú na wyspy. Na łódce Kolumbijczycy, jest też Anglik i trzech Ruskich.

Zatrzymujemy się na pierwszej wyspie, na której jest zoo. Wstęp 12.000 pesos, więc daruję sobie tę przyjemność. Potem rozwozimy jeszcze parę osób po wyspach. Przybijamy też do Santa Cruz de Islote - niewielkiej wyspy, na której mieszka 1.200 osób. Miejscowi mówią, że to najgęściej zamieszkana wyspa świata.

Na Isla Mucurá - do celu mojej podróży - docieramy około 12.30. Tam jest tradycyjny lancz - jak to na takich wycieczkach. Ja nie zamówiłem wersji z lanczem, więc od razu kieruję się do mojego domku. Prowadzi mnie tam jeden chłopiec z wyspy.

Islas de San Bernardo, Kolumbia

Na miejscu wita mnie facet z ochrony, który jest tu administratorem. Domek - jak widać. Na siedmiu nogach. W środku łóżko i szafka. Po suficie latają jaszczurki, a pod domkiem chadzają kraby. Okien nie ma, więc cały czas wieje przyjemna bryza. Łazienka na zewnątrz, bez bieżącej wody. Jest nie-bieżąca, ale pan mówi, że tylko jedno wiaderko na głowę. Cena jednak niewielka: 20.000 zł za noc (30 zł).

Islac de San Bernardo, Kolumbia Islac de San Bernardo, Kolumbia

Po rozlokowaniu się w mojej nowej bazie idę na spacer z zamiarem okrążenia wyspy. Na wyspie oprócz małej wioski (ok. 50 osób) są jeszcze 2 ogromne hotele, jednak obecnie całkowicie wyludnione.

Islac de San Bernardo, Kolumbia

Przechodząc przez jeden z hoteli, pytam siedzącego na ławce żołnierza o drogę. A ten pyta, czy ja mieszkam w tym hotelu, bo okazuje się, że nie można tak sobie chodzić. Wychodzę więc z hotelu, gdzieś przez środek wyspy. Dochodzę do jakiegoś domku, gdzie znów pojawia się dwojka żołnierzy. Zaczynam z nimi rozmawiać. To żołnierze kolumbijskiej piechoty morskiej z bazy w Tolú. Przyjechali tu w siedmiu pilnować przez miesiąc hotelu. Ciekawą mają służbę. Cieszą się, że nie wysłano ich do dżungli, bo tam ich koledzy podobno codziennie walczą z partyzantką. A tu łowią ryby, pilnują hotelu, w którym nikogo nie ma i podrywają turystki.

Ogólnie spoko kolesie. Bardzo chętnie pozują mi do zdjęć.

Islac de San Bernardo, Kolumbia - żołnierze kolumbijskiej piechoty morskiej Islac de San Bernardo, Kolumbia - żołnierze kolumbijskiej piechoty morskiej Islac de San Bernardo, Kolumbia - żołnierze kolumbijskiej piechoty morskiej

Potem idę z nimi w kierunku plaży. Dwóch z nich zaczyna rozmawiać z dziewczynami.

Około 15 odjeżdżają wszystkie wycieczki i plaża pustoszeje.

Wyspę można obejść w około 40 minut. Znajduje się tam jeszcze las palmowy, plantacja bananów, niewielka laguna, wokół której rośnie las namorzynowy. Wszystko bardzo ładne.

Islas de San Bernardo, Kolumbia Islas de San Bernardo, Kolumbia

Wracam do chatki, pożyczam płetwy (5.000 pesos) i idę nurkować. Rafa w większości jest podniszczona, ale ryb na szczęście jeszcze wszystkich nie wyłowili.

Około 18 zaczyna zmierzchać. Idę zobaczyć zachód słońca. Spotykam Chilijczyka, który całe życie mieszkał we Francji i właściwie po akcencie nigdy bym nie powiedział, że to Chilijczyk. Rozbił namiot w wiosce.

Islas de San Bernardo, Kolumbia Islas de San Bernardo, Kolumbia

Przed zmierzchem przywożą ryby. Dwóch chłopaków chce, żebym im zrobił zdjęcie.

Islas de San Bernardo, Kolumbia Islas de San Bernardo, Kolumbia

O 19 jest już całkiem ciemno. Wychodzę jeszcze porobić trochę nocnych zdjęć.

Islas de San Bernardo, Kolumbia Islas de San Bernardo, Kolumbia Islas de San Bernardo, Kolumbia

Krótko po 20 idę spać. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio szedłem spać tak wcześnie.

Poprzedni wpis Następny wpis
© Jożin Entertainment 2010-2015. Wszelkie prawa zastrzeżone.