22 sierpnia 2011
Rano o 6 rano słyszę jak deszcz stuka jeszcze o płachtę namiotu. Większą część nocy padało. Przewracam się jeszcze na drugi bok i wychodzę z namiotu o 6.15. Na jeziorze widzę łódkę, a w niej Jurek zadowolony wyciąga co rusz rybę z wody.
Dołączam do niego po chwili. W tym jeziorze są same okonie. Prawie co każdy rzut to ryba. Łowimy na gumowego robaka. Bardzo szybko złowiłem jakieś cztery okonie. Potem już wypuszczam, bo mamy pełne wiadro i biorę tylko co większe sztuki.
Po pół godziny wychodzimy na brzeg. Robimy zupę z okoni - uchę, a resztę smażymy na patelni. Właściwie smaży Franek, który do końca wyprawy zostanie już specjalistą od przyrządzania ryb.
Potem jeszcze Jurek z Frankiem płyną na szczupaka, ale widocznie na tym jeziorze lepiej łowić wcześnie rano, bo wracają z niczym.
Wyjeżdżamy ok. 11. Siedzę za kierownicą przez około 100 km, ale nie jest to dobry pomysł. Zbyt bardzo jestem przyzwyczajony do manualnej skrzyni biegów, a tu jest automat, więc odruchowo wciskam sprzęgło, którego tu nie ma... Za to w jego miejscu jest ostry hamulec. Stwierdzamy, że dalsze moje siedzenie za kółkiem może się źle skończyć.
Granica z Norwegią. Norwegia jest w strefie Schengen, więc nie ma obowiązkowych kontroli, ale są kontrole wybranych pojazdów. Celnicy zatrzymują drugi samochód z naszego zespołu, my przejeżdżamy. Wypytują ich, gdzie jadą, co wiozą itd., ale nie przeprowadzają rewizji. Szczególne zainteresowanie celników budzi logo Fundacji. Pytają, czy to czasem nie jest firma, która kieruje ich do pracy w Norwegii (sic!). Nam się udało, bo jechaliśmy jako drudzy, ale z naszym załadowanym dachem też by nas zatrzymali. Celnik nawet spoglądał się, ale było za późno, żeby nas zatrzymał.
Krajobraz już się zmienia - więcej lasów, łagodne wzgórza, jeziora. Jedziemy cały czas na północ. Chcieliśmy dojechać już do Trondheim, ale jest za późno.
Zatrzymujemy się na obóz około 20 km przed miejscowością Avdal. Oczywiście na dziko. Skręcamy w lewo, przejeżdżamy przez zaporę nad rzeką i wjeżdżamy w uskok przy drodze. Jest blisko drogi, ale jesteśmy osłonięci. I co najważniejsze stoi tam kilka wielkich pojemników z drewnem.
Okoliczne lasy obfitują w dorodne grzyby.
Ognisko, zupa, obóz, grzyby. Około 22 dołączają do nas znajomi - Romek i Elwira, którzy już prawie kończą swoją podróż po Norwegii. Jest już ciemno, gdy wychodzimy po nich z Grześkiem na drogę z gitarą jako znakiem rozpoznawczym.
W naszym obozowisku są więc tej nocy trzy samochody. Śpiewy i rozmowy przy ognisku trwają do późnych godzin nocnych.
A rano trzeba będzie iść zobaczyć, czy w pobliskiej rzece są jakieś ryby...