31 sierpnia 2011
Rankiem komuś pomyliły się godziny. W Rosji czas jest przesunięty o dwie godziny do przodu. Nie wiadomo do końca jak to się stało, ale z różnych skomplikowanych powodów Franek zaczął nas budzić o 5.00 rano, myśląc, że to już 9.00.
Ostatecznie wyjechaliśmy dość wcześnie do Murmańska. Namiot składałem w deszczu i w pośpiechu i tym sposobem zostawiłem parę moich drogich adików, w których przebiegłem dwa maratony.
Okazało się, że tylko kawałek drogi do Murmańska był żwirowy i wkrótce znów pojawił się asfalt. Jechało się w miarę szybko.
Murmańsk na pierwszy rzut oka to same blokowiska. Położony jest na niewielkich wzgórzach. Na początek udajemy się do centrum handlowego. Jest kantor i supermarket. W supermarkecie zaopatrujemy się w lokalne przysmaki typu wędzone rosyjskie łososie i kiszony czosnek.
Na marginesie muszę dodać, że obserwacja hodowli łososia w Norwegii skłoniła nas do postanowienia, że już nigdy produktu znanego jako "łosoś norweski" nie kupimy. Ich hodowle mają bardzo mało wspólnego z wyobrażeniem o naturalnym łososiu pływającym sobie swobodnie po fiordach.
Po dokonaniu zakupów udajemy się w poszukiwaniu hotelu. Po ulicach Murmańska jeździ się ciężko, głównie ze względu na bezkompromisowych rosyjskich kierowców, którzy nie wykazują żadnej wyrozumiałości dla zagubionych turystów z zachodu. Poza tym na pierwszy rzut oka widać, że jeżdżą tu ostrzej niż u nas.
Szukamy hotelu głównie dlatego, że po ponad dziesięciu dniach spania w lasach, zachciało nam się odrobiny cywilizacji.
Trafiamy najpierw do centralnie położonego hotelu Meridian. Typowy hotel biznesowy z klubem nocnym, kręgielnią, basenem i wszelkimi możliwymi atrakcjami. Mają tylko pokoje jednoosobowe w niebagatelnej cenie 4.900 rubli (ok. 500 zł). Jedziemy szukać dalej. Ciężko się wydostać z parkingu. Dzieci chcą pieniądze za pomoc w parkowaniu. W recepcji w Meridian dostaliśmy namiar na inny hotel.
Hotel 69 Parallel znajduje się kawałek od centrum, na niewielkim wzgórzu. Oferuje rozsądne warunki. Na froncie hotelu wielki plakat pań z kijami bilardowymi, obok klub nocny. Teraz mają jednak remont i wszystkie atrakcje są zamknięte.
Lokujemy się w pokojach i cieszymy się takimi rzeczami jak prysznic, którego dawno nie widzieliśmy.
Nie pozbywamy się jednak do końca naszych leśnych zwyczajów i wieczorem zbieramy się razem w pokoju na śpiewy przy gitarze do późnych godzin nocnych.
Nie możemy zresztą iść tak sobie spać, bo trochę martwimy się o samochody, z zwłaszcza o bagaż na dachu. Hotel nie ma strzeżonego parkingu. Co jakiś czas oświetlamy samochody reflektorem. Później też w nocy biorę reflektor do pokoju i wstaję co godzinę, żeby poświecić. Może zbyt daleko idąca ostrożność. Na szczęście wszystko jest w największym porządku.
Jutro wyjeżdżamy w głąb Półwyspu Kolskiego.