25 lipca 2013
W środę czas na odpoczynek. Po pięciu dniach chodzenia po górach trochę mnie bolą nogi.
Idę na internet do hotelu w centrum Mittenwaldu.
Po południu dość silna burza z ulewami ochładza nieco powietrze, a wieczorem w pięknych barwach ukazuje się niebo nad Wettersteinspitze.
W czwartek ruszamy na szlak, który chcieliśmy zrobić w poniedziałek. Tym razem wychodzimy trochę wcześniej - o 14.00. Patrząc na czasy na tabliczkach zakładamy, że zdążymy wrócić przed zmierzchem, robiąc trasę w połowie podanego czasu.
Na początku trochę pada. Podejście na pierwszą górę - Lausberg (1854 m n.p.m.) - trochę się ciągnie, ale w końcu jesteśmy na grani. Zastanawiamy się, który ze szczytów to Soiernspitze, na który mamy ostatecznie dojść, ale na razie trudno to rozstrzygnąć.
Kolejny szczyt wymaga wdrapania się ok. 10-metrową pionową ścianą z klamrami.
Dalej jest Seinskopf (1961 m nn.p.m.). Idzie się wyśmienicie. Jest ciepło, ścieżka w miarę prosta, a widoki przepiękne. No i oprócz nas nie ma żadnych ludzi (i już dzisiaj nie będzie).
Co chwilę natykamy się na jakąś kozicę. Jest ich naprawdę dużo. W pewnym miejscu, na rozległej, prawie płaskiej hali, z niewielkimi zagłębieniami dostrzegamy całe ich stada.
Wspinamy się na kolejne szczyty, ale gdy zbliża się godzina 19:00, zaczynamy się trochę zastanawiać, gdzie jest ten Soiernspitze. To chyba nie ten wyniosły masyw, poprzecinany poziomymi bruzdami?
Okazuje się jednak, że tak. Na szczycie Soiernspitze (2257 m n.p.m.) jesteśmy o godzinie 20:00.
Teraz tylko szybkie zejście, najpierw do schroniska Vereiner Alm. Trudno jednak szybko schodzić, gdy wokół tak piękne widoki.
Do schroniska udaje się zejść jeszcze jak jest jasno. Teraz wyjście z doliny szutrową drogą, więc jesteśmy uratowani. Po drodze przypominamy sobie różne polskie piosenki. W ciemności trzeba pokonać zejście przez las. Pomaga nikłe światło telefonów komórkowych oraz... świetliki.
W domu jesteśmy ok. 23, a może 24 . Tym razem trochę się przeliczyliśmy. Z czasu przejścia podanego na tabliczce udało nam się uszczknąć jedynie 30 minut, a szliśmy naprawdę szybko. Był to jednak najpiękniejszy spacer jaki zrobiłem tu w Alpach Karwendlskich. Szkoda, że jutro już trzeba wracać do domu. Pociąg do Monachium odjeżdża o 6:30...
Zostało jeszcze parę szczytów do zdobycia, m.in. Wettersteinspitze czy Arnspitze...
Poprzedni wpis Następny wpis comments powered by Disqus