W stronę Chamonix

29 lipca 2014

13. dzień

Wczorajsza ulewa, która zaczęła się ok. 1,7 trwała całą noc. Deszcz ani przez chwilę nie przestał stukać o ściany namiotu. Nad ranem jednak wszystko to ucichło, a gdy wychyliłem głowę z namiotu przed 8, ujrzałem spory kawał niebieskiego nieba. Po chwili zaczęło przygrzewać słońce. Tchnęło to we mnie trochę nadziei i wyrwało z posępnego nastroju, w który wpadłem wczoraj. Jestem blisko Chamonix, blisko celu, do którego mam dotrzec i zrobię to.

Namiot

Zwinięcie namiotu zabiera mi chwilę, bo chcę posuszyć trochę rzeczy. Namiot też. Zwinięty mokry namiot to jeden kilogram więcej do wiezienia, a czeka mnie dzisiaj podjazd pod wysoką przełęcz na granicy szwajcarsko-francuskiej. W łazience nie ma ciepłej wody. Przy wymeldowaniu zwracam na to uwagę i napomykam, że może należy mi się jakiś "discont". Miła pani tłumaczy po francusku (w kantonie Valais dominuje ten język), że owszem była awaria, ale mogłem się wykąpać w łazience na drugim końcu kempingu. Pyta gdzie jadę i nie wierzy, że dotrę dzisiaj do Chamonix.

Ruszam. Czuję, że poprzedni krótki dzień, gdzie przejechałem tylko 66 km i to w większości z górki, dobrze zrobił moim nogom. Dzięki temu jadę dość szybko. Dojeżdżam do Sion - stolicy kantonu Valais. Miasto jest fantastycznie położone. Górują nad nim dwa wzgórza, a na każdym z nich wznoszą się zabytkowe budowle - kościół i zamek. Południowe stoki pokryte są szczelnie winnicami. Nie piłem nigdy szwajcarskiego wina, a sądząc po rozmiarach upraw, musza go produkować dość dużo. Zapewne jednak wysoki kurs franka nie sprzyja eksportowi.

Sion - Szwajcaria Sion - Szwajcaria

Wjeżdżam do centrum Sion, przejeżdżając przez zabytkową starówkę i odwiedzając tutejsze kościoły.

Sion - szwajcaria Sion - szwajcaria Sion - szwajcaria

Kolejnym miastem na trasie jest Martigny. Niestety, zaczyna znów kropić deszcz. Obieram jak najkrótszą drogę, żeby dostać się tam jak najszybciej. Po drodze wiele punktów, gdzie można kupić morele. To chyba specjalność regionu, bo wszędzie są szyldy "Apricots de Valais".

U wjazdu do Martigny robię zakupy w supermarkecie. Gdy wychodzę, deszczu nie ma. Spoglądam w stronę przełęczy, która znajduje się w chmurach. Obawiam się powtórki z dnia wczorajszego, a ulewny deszcz tam w górze to będzie problem. Na samym podjeździe zwykle nie ma się gdzie zatrzymać i schronić, bo z jednej strony jest przepaść, a z drugiej najczęściej skalny mur.

Martigny i widok na przełęcz

Szybko przejeżdżam przez centrum Martigny. Miasto posiada długą historię sięgającą czasów rzymskich. Jest tu nawet rzymski amfiteatr, ale dziś nie mogę sobie pozwolić na dłuższe zwiedzanie. Przede mną podjazd pod Col de la Forclaz - 1527 m. Startuję z ok. 400 m npm, więc czekają mnie pewnie z 3 godziny podjazdu. Na szczęście już nie pada.

Martigny

Podjazd pod przełęcz odbywa się zgodnie z planem. W połowie drogi robię sobie przerwę na posiłek. Po paru dniach wspinania się alpejskimi drogami czuję się już bardziej pewny swoich sił. Wiem, że wjadę, to tylko kwestia czasu. Jadąc 5-6 km/h trochę oczywiście tego czasu trzeba, żeby pokonać 12-kilometrowy podjazd.

Podjazd pod Col de la Forclaz

Po drodze mogę objąć wzrokiem całą dolinę Rodanu, aż po ośnieżone szczyty, gdzie przekraczałem przełęcz Furkapass, poniżej której znajduje się lodowiec, z którego rzeka wypływa.

Dolina Rodanu

Na samej przełęczy Col de la Forclaz jest już całkiem ładna pogoda. Chmury się unoszą, odsłaniając surowe góry. Wydaję okrzyk triumfu, zakładam kurtkę i rozpoczynam zjazd. Już po 18, a przede mną jeszcze jedna przełęcz dzisiaj. Jadę szybko z górki, nie ma co hamować, tylko hamulce się zniszczą. Niech wiatr hamuje.

Col de la Forclaz Col de la Forclaz

Po drodze malowniczo położona miejscowość Trient.

Trient

Mijam posterunek celny, potem miejscowości Chatelard i Beut.

Beut

Zaczyna się kolejny podjazd. Na szosie nabazgrane sprayem dopingujące napisy: "Last hill", "In Chamonix beer is waiting". Jest coraz ładniejsza pogoda i już wiem, że dam radę dojechać. Sama przyjemność podjazdu. Nawet rozglądam się jeszcze, czy może gdzieś tu nie zanocować, ale jestem chyba w miejscu często uczęszczanym przez turystów, ponieważ występują znaki "zakaz biwakowania".

Col des Montets Col des Montets

Po osiągnięciu Col des Montets, zjeżdżam do miejscowości Argentiere, ok. 10 km przed Chamonix. Wybrałem ją na swoją bazę na parę dni ze względu na to, że w Chamonix kempingi są o wiele droższe. Tutaj płacę zaledwie 8 euro za noc. Jest dość zimno, jakby masyw Mont Blanc promieniował tu swoim chłodem. Powinienem widzieć górę w czasie zjazdu, ale chmury nie pozwoliły mi delektować się jeszcze tym widokiem.

Na kempingu od razu można dogadać się po angielsku. Widać, że towarzystwo tu bardzo międzynarodowe.

Dotarłem do celu. Jestem szczęśliwy. Wreszcie odpocznę trochę. Teraz dwa, może trzy dni tutaj i wracam powoli w stronę Polski, zahaczając jeszcze o Zurych.

Statystyka:

85 km rowerem

Poprzedni wpis Następny wpis
comments powered by Disqus
© Jożin Entertainemt 2014. Wszelkie prawa zastrzeżone.