Cordon del Plata: dzień 5 - powrót

22 listopada 2014

Od 4 rano słychać ruch w obozie. To ci, którzy przyszli wczoraj, wychodzą w góry. Też bym poszedł, zwłaszcza, który jeszcze wieczorem szalał, chyba ustał, ale trzeba wracać...

Leniwy poranek. Picie yerba mate, rozmowy, żarty i muzyka.

Zwijam namiot. Jeszcze wspólne zdjęcie z ekipą.

Ekipa w komplecie - Campamento El Salto Campamento El Salto - zwijam namiot

Zaczynamy schodzić ok. 12. Zejście nie zajmuje dużo czasu.

Schodzimy do Vallecitos Schodzimy do Vallecitos

Po drodze mijamy bardzo dużo ludzi. Dowiaduję się, że w Argentynie zaczął się długi weekend (poniedziałek ma być wolny), a miejsce, w którym jesteśmy jest jednym z popularniejszych miejsc trekkingowych w okolicy. W obozie Las Veguitas jest już kilkanaście namiotów.

Campamento Las Veguitas

W obozach Piedra Grande i Las Veguitas robimy odpoczynki.

Odpczynek niedaleko Las Veguitas

W Vallecitos jest dużo cieplej niż w naszym obozie. Wreszcie możemy napić się piwa. Pani z baru mówi, że wczoraj mieli straszną pogodę - cały dzień padało. A my byliśmy w tym czasie nad chmurami... Żegnamy się z Choffre i Gonzalo. Ja wracam z Agustinem do Potrerillos.

Mamy problem. Samochód nie chce odpalić. Na szczęście jest z górki, więc całe 1000 m różnicy wysokości jakoś zjeżdżamy. Dopiero, gdy jesteśmy na szosie za Las Vegas, droga zaczyna się lekko wznosić. - Tu kończy się nasza podróż - mówi Agustín. Zaczynamy pchać samochód. Może za zakrętem będzie znów z górki. Tak czy inaczej, do Mendozy raczej Agustin nie dojedzie. Po chwili zaczynają się zatrzymywać kolejni kierowcy. Próbujemy zamienić akumulatory. Udaje się odpalić. Jedziemy razem z naszymi dobroczyńcami. Ja wysiadam z Potrerillos. Żegnam się z Agustinem.

Niestety, przez awarię spóźniłem się na autobus do Uspallata, więc teraz muszę czekać dwie godziny. Udaje się złapać WiFi, więc czas mija szybko.

Do Uspallata docieram juz wieczorem. W hostelu spotykam Polaków - Piotra i Hanię, którzy prowadzą bloga http://wedrowkizesmakiem.com, przemierzają Argentynę na rowerach. Nie ma nikogo z obsługi hostelu, ale stwierdzam, że w końcu przecież jestem tu czwarty raz w ciągu dwóch tygodni, więc chyba mogę się sam zameldować w "moim" pokoju.

Za ostatnie argentyńskie pesos kupuję makaron, pomidory, cebulę i jajka. Przyrządzam sobie posiłek, który konsumuję w miłym towarzystwie rodaków.

Jutro opuszczam Argentynę. Bilet do Chile kupiłem jeszcze przed wyruszeniem do Vallecitos. O 10 wyruszę z powrotem do Santiago de Chile.

Poprzedni wpis Następny wpis
comments powered by Disqus
© Jożin Entertainemt 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone.