7 listopada 2010
Śpi się w tym hostelu bardzo przyjemnie, bo jest ciepły. W nocy ktoś przychodzi po 2. i ja muszę z mojego piętrowego łóżka się staczać i drzwi otwierać. Koleś kładzie się na ziemi. Ciekawe kto to jest.
Ten hostel ma wyśmienite śniadania. Szynka, ser bez ograniczeń, tylko mały tłok jest dzisiaj.
Plan na dzisiaj jest taki, by udać się do Greenwich i stanąć na południku zerowym. Mam z tym mały problem, ponieważ metro tam jest nieczynne akurat dzisiaj na jednym odcinku i muszę ten odcinek przebyć podstawionym autobusem. Ale udaje się. Po przebyciu tego odcinka przesiadam się do kolejki jadącej nad ulicami.
W Greenwich szybko trafiam do obserwatorium astronomicznego i robię sobie charakterystyczne zdjęcie z każdą nogą na innej półkuli.
Greenwich jest bardzo ciekawym miasteczkiem. Rozciąga się z niego niesamowity widok na londyńskie City. Ma też wiele ciekawych zabudowań. Można tu z pewnością spędzić niejedno popołudnie. Ja tymczasem udaję się na tradycyjny angielski posiłek fish&chips. Później przechodzę się po niedzielnym targu, na którym można dostrzec wiele ciekawych rzeczy, w tym stoisko serwujące dania kuchni polskiej, czyli bigos itp.
W końcu czas jednak ruszać w drogę powrotną. Na początku wszystko jest ok, jednak gdy przesiadam się w zastępczy autobus, zaczynają się schody. W pewnej chwili stajemy w korku. Przez ok. 15 minut przejeżdżamy 10 metrów. A do celu daleko... Mówię kierowcy, że chcę wysiąść i tak też czynię.
Sprawdź także: Hotele w Londynie
Problem jest jednak taki, że znajduję się na przedmieściach Londynu i nie wiem za bardzo gdzie. Idę jednak przed siebie jakiś czas, aż wpadam na pomysł, że dojdę do Tamizy i dalej wzdłuż rzeki jakoś przedostanę się do West Endu i Westminster.
I tak pytam wszystkich po kolei "Where's the river?". I idę. W godzinę dochodzę do rzeki.
Nijak dalej nie wiem gdzie jestem. Nawet nie wiem, po której stronie rzeki się znajduję. No to idę do Tower Bridge. Kolejna godzina. W międzyczasie pada trochę deszcz.
W końcu dochodzę do Tower Bridge. Pięknie się prezentuje.
Akurat odjeżdża prom do Westminsteru. Pakuję się do niego za jakieś 5,70 GBP. Na promie Stella Artois (3,50 GBP), strasznie drogo, ale należy mi się za te kilometry, które dziś zrobiłem.
Rejs po Tamizie o tej porze jest bardzo przyjemny. Piękne barwy nieba, zachodzącego listopadowym wieczorem.
Na koniec wpadam jeszcze na parę chwil do National Gallery. Miałem być tam dzisiaj dłużej, ale wszystko przez ten gigantyczny korek. Nie pozostaje mi nic innego zatem jak udać się z powrotem do Marble Arch i złapać autobus na lotnisko w Luton.
Wszystko się udaje. Wracam do Warszawy. To była udana wycieczka.
Poprzedni wpis Następny wpis