5.3.2009

Villa O'Higgins, Chile

Przeprawa przez Lago O'Higgins

Około godziny 10 budzi mnie Barbara (Australijka), która mówi, że płynie łódź. Wstaję szybko i idę na przystań. Nie ma wycieczki na lodowiec z powodu wiatru. Zamiast tego właściciel oferuje kilkugodzinny rejs po jeziorze w cenie przeprawy. Szybko pakuję namiot i ruszam. O 11 wypływamy.

Chilijscy celnicy

Jezioro jest jak morze. Wieje mocno, statek przeskakuje wielkie fale, które co chwilę obmywają pokład. Z początku jest zabawnie. Stoimy na dziobie i staramy się ustać, gdy nadchodzą fale. Potem wchodzimy na górny pokład. Ktoś robi herbatę. Jest słonecznie, ale mocno wieje. Po godzinie dosięga mnie choroba morska. Z początku nie jest źle. Idę się położyć do środka, bo na zewnątrz zimno.

Na jeziorze Fale nie były małe Lago O'Higgins Ciężko się utrzymać na nogach Jak to się stało, że nikt z nas nie spadł do wody... Lago O'Higgins Lago O'Higgins Lago O'Higgins Lago O'Higgins

Statek przybija do kolejnych estancii. Aż dziw w jakiej izolacji mogą żyć ludzie. Od statku odbija motorówka, która dostarcza jedzenie i zabiera inne produkty. Podczas jednego z takich przystanków nasza łódź zaopatruje się w owieczkę, która leży związana na pokładzie.

NA twarzy pierwsze objawy choroby morskiej Lago O'Higgins Zabrana przez nas owieczka z jednej z estancii

Jak śpię to nie czuję kołysania. Jakoś udaje się wytrzymać ten 7 godzinny rejs.

Dobijamy z powrotem do Candelario Mancilla ok. 18. Przed nami jeszcze 3 godziny rejsu i ponad 30 km. Wsiadają ludzie, którzy płyną na drugą stronę jeziora. Po jednodniowym przymusowym odpoczynku i po tym rejsie wszyscy się znamy. Dobija też grupka Francuzów, która pomyliła drogę z Lago del Desierto i przez 6 dni błądziła po innej dolinie.

Wypływamy. Fale są naprawdę duże. Strasznie kołysze. Kapitan daje mi tabletkę na chorobę morską. Za późno. Nie wytrzymuję i opróżniam żołądek. Pocieszające jest jedynie to, że nie tylko ja cierpię. Po drugiej wizycie w toalecie robi się lepiej. Puszczają film o atrakcjach turystycznych regionu.

O 22 dopływamy do Puerto Bahamondez. Jest ciemno. Jakiś koleś zaprasza do swojego auta. Do Villa O'Higgins jest 7 km. Przejażdżka 1500 peso. Ma kemping za 2500 peso. Rozbijam namiot i idę spać. Wymęczony i sponiewierany po 10 godzinach kołysania. Śpi się dobrze, jakbym był w łóżku.

Poprzedni wpis Następny wpis

Spis treści

© Jożin Entertainemt 2010. Wszelkie prawa zastrzeżone.