13.3.2009
Wysiadamy z promu o 5:30. Pada i ciemno. Podjeżdżamy busem na dworzec. Ja jadę do Castro, Czesi dalej - do Puerto Montt. W Castro się rozstajemy. Zostawiam plecak i idę oglądać miasto.
Wyspa Chiloe słynie z architektury - drewnianych domów i kościołów, niektórych budowanych bez użycia gwoździ. Gdy wschodzi słońce, miasteczko jest kolorowe i piękne. W restauracji jem curanto, typowy przysmak wyspy Chiloe - małże, tradycyjny placek, ziemniaki, szynka. Na wybrzeżu sprzedają zupę z owoców morza. Obchodzę wszystkie dużo hotelików (hospedaje) i znajduję jeden za 5000 peso za noc ze śniadaniem (pokój 1-os.). Mówię, że wrócę za parę dni.
Ok. 17 jadę na wyspę Isla Quinchao autobusem (1400 peso). Zatrzymuję się w Curaco de Velez. Idę na plażę. Jakieś małe dziewczynki wskazują dom, gdzie sprzedają ostrygi. Zjadam cztery sztuki.
Jadę do wioski Achao. Znajduję hospedaje za 6 tys. peso. Mały spacer, kąpiel i spać.
Wyspa mi się podoba. Zostanę tu z parę dni.