13.6.2009
Nadszedł dzień polonijnego święta. Wstaję o 5.30. O 6.10 wyjeżdżamy do Porto Alegre po Ambasadora RP, który tam przyleci z Brasilii. Po drodze zjadamy obiad w churrascarii.
Dojeżdżamy do Aurea punktualnie o 20, czyli wtedy, gdy to wszystko się zaczyna. Do Porto Alegre jest 400 km.
Na początku festynu przemówienia. Najbardziej podoba mi się wystąpienie brazylijskiego deputowanego federalnego. Grzmi niczym na potężnym partyjnym wiecu, wykrzykuje peany na cześć miejscowej społeczności, a na końcu zapowiada, że wyasfaltuje wszystkie drogi w mieście i da pieniądze na remont kościoła. Przeraźliwie głośnemu głosowi towarzyszą zamaszyste gesty ręką.
Siadam przy stoliku dla władz. Mogę więc bliżej poznać brazylijskiego polityka. To prawdziwe kuriozum.
Podają zupę i inne potrawy - mięso ze świni, pierogi, bigos.
Ok. 23 zaczyna się potańcówka. O 2 zmywam się do domu, bo boli mnie gardło. Czuję, że będę chory...
Zdjęcie z ambasadorem JE Jackiem Junosza Kisielewskim.