3.9.2009

Caqalai, Fidżi

Mała wersja raju

Wstaję o godzinie 6 i schodzę na taksówkę. Na lotnisku oddaję bagaż i pytam o której będzie lot. - Proszę usiąść, poinformujemy pana. Usiadłem i czekałem dwie godziny. W tym czasie poznaję urzędnika lokalnej agnecji antykorupcyjnej, czyli innymi słowy fidżyjskie CBA.

Samolot linii Pacific Sun

Samolot startuje po 9. W środku 4 pasażerów i 2 pilotów. Lecimy chyba na wyokości ok. 500 m. Widać rafę koralową i małe wysepki. Lot trwa 15 minut.

Lot nad rafami koralowymi Fidżi

Podejście do lądowania. Pas startowy w dżungli. Wygląda to egzotycznie. Mam miejsce tuż za pilotami.

Lądowanie na wyspie Ovalau

Taksówka za 10 F$ zawozi mnie do Levuka, głównego miasta na wyspie Ovalau i dawnej stolicy Fidżi. Wysyłam kartki na poczcie i dzwonię na wyspę, czy mogą po mnie przyjechać. Akurat łódź jest w drodze, więc wszystko pasuje. Siadam w porcie i czekam. Poznaję pracowników portu. Siedzą cały dzień i czekają na statek. Ciekawa praca. Częstuję ich ciastkami i oranżadą. W końcu zjawia się kapitan łodzi z jedną dziewczyną. Kit musiała jechać do szpitala, bo po pobycie w jednym z hoteli obudziła się z dużymi bąblami powstałymi wskutek ran zadanych przez nocnych współlokatorów. Dziewczyna ma chłopaka z Polski. Co jakiś czas popisuje się znajomością polskich słów.

Płyniemy w kierunku wyspy Caqalai

Płyniemy na wyspę Caqalai (czyta się 'Dangalaj') ok. 40 min. Łódka czybko pokonuje płytkie wody. Dopiero przy wyspie zwalnia, by powoli przepłynąć nad płytką rafą koralową.

Płyniemy w kierunku wyspy Caqalai

Po rozbiciu namiotu idę na spacer wokół wyspy. Zajmuje mi to ok. 10 min. Jest to mała wyspa koralowa. Mieszka na niej stale ok. 15 ludzi, reszta to pracownicy ośrodka. Ten ośrodek jest wyjątkowy z tego względu, że jest w posiadaniu Fidżyjczyków (większość ośrodków wczasowych to obcy kapitał). Prowadzą go metodyści i dlatego nie sprzedają tu alkoholu.

Oprócz mnie jest jeszcze Kit, jej przyjaciel Ian, ich Fidżyjski znajomy Joe oraz dwie Szwedki, które siedzą na wyspie od 4 miesięcy i zajmują się budową systemu segregacji śmieci.

Mój namiot na Caqalai

Po krótkiej aklimatyzacji siadam na leżaku i rozkoszuję się tą małą wersją raju. Zegarek można wyrzucić, bo jest tu zupełnie niepotrzebny. Na śniadanie, obiad, popołudniową kawę i kolację wzywa głos rogu wykonanego z wielkiej muszli. Wyżywienie jest w cenie, płacę 40 F$ za noc (czyli jakieś 60 zł). Gdyby to było bliżej Polski, przyjeżdżałbym tu na wakacje co najmniej raz w roku.

Poprzedni wpis Następny wpis

Spis treści

© Jożin Entertainemt 2010. Wszelkie prawa zastrzeżone.