15.11.2009

Bangkok, Tajlandia

Przylot do Syjamu

Przylatuję na lotnisko koło Bangkoku przed północą lokalnego czasu, który jest przesunięty o godzinę do tyłu w stosunku od Filipin. Znaczy to, że leciałem prawie 3 godziny.

Pierwsze kilkanaście minut na ziemi syjamskiej zajmuje mi załatwienie wizy. Robię najpierw zdjęcie, następnie wypełniam formularz. Na szczęście nie trzeba nic za to płacić. Dostaję pieczątkę, odbieram bagaż i szukam transportu do miasta, które jest oddalone 40 km od lotniska.

Niestety, jest 1 w nocy i autobusy nie jeżdżą. Pozostaje taksówka. Kierowca nie mówi dużo po angielsku. Zwraca się do mnie per "lord". Najczęściej w czasie wizyty w różnych krajach wołano do mnie "sir", w Indonezji "mister". "Lord" to coś nowego.

40 km pokonujemy bardzo szybko. Kosztuje to w sumie 450 batów, czyli ok. 40 zł i dodatkowo opłaty za autostradę. Niedrogie te taksówki, a taksówkarz poczciwy i uczciwy.

Dobijam w ten sposób do mojego hostelu Sinad Guesthouse z pokojem 1-osobowym (ale z dwoma łóżkami) za 250 batów (1 baht = ok. 0,09 zł, czyli zaokrąglając 10 bahtów - prawie 1 zł).

Na dole jest jakaś Szkotka, która do mnie po słowacku zaczyna rozmawiać, Niemka, druga Szkotka i Australijczyk. Zaczynam z nimi rozmawiać i tym sposobem idę spać dopiero o 4 rano.

Poprzedni wpis Następny wpis

Spis treści

© Jożin Entertainemt 2010. Wszelkie prawa zastrzeżone.