Bogota, Kolumbia - Zwiedzanie Bogoty

4 maja 2011

Dziś, czyli środa. Chciałem się wyspać trochę po długiej podróży, ale sprzeniewierzyło się przeciwko mnie parę rzeczy 1) pokój zaraz przy recepcji 2) z oknami wychodzącymi na ruchliwą ulicę 3) gdy poszedłem spać, była już tak jakby 6 rano w Polsce. Z trudem więc dospałem do 13.30, czyli 6.30 czasu kolumbijskiego. Zjadłem śniadanie i wyszedłem.

Bogota

Pochmurno. Na ulicach śmierdzi spalinami. Niektóre samochody strasznie dymią. Duży ruch.

Pierwszym celem było górka górujące nad miastem Cerro Monserrate. Niestety ścieżka była zamknięta, więc musiałem jechać kolejką (14.400 pesos). Na górze mało ludzi oraz kościół. Znajduje się tam słynąca cudami figura Christo Caído. Po drodze jakaś droga krzyżowa. Góra ma 3125 metrów n.p.m. Nie powiem - czuć tę wysokość. W samym mieście, które jest chyba na 2.600 metrów też ciężko czasem złapać oddech, kiedy się ruszy pod górkę.

Bogota, Cerro Monserrate Bogota, widok z Cerro Monserrate

Z góry pięknie widać miasto, niestety jest za mgłą. W nozdrzach czuć wilgoć i tropikalne powietrze. To lubię.

Zjeżdżam do miasta, bo nie doczekam się chyba słońca, a zresztą zaczyna padać trochę.

Bogota, kolejka na Cerro Monserrate

Odwiedzam Quinta de Bolivar - czyli posiadłość, którą swego czasu podarowano Simonowi Bolivarowi. Ładny ogród. Wystawa dział z czasów kolonialnych.

Bogota, Quinta de Bolivar

Zaczyna padać mocniej, więc kupuję parasol od ulicznego sprzedawcy.

Zatrzymuję się przy pomniku Kopernika.

Bogota, pomnik Kopernika

Idę następnie do Muzeum Narodowego - Museo Nacional. Przed wejściem zagaduje mnie wędrowny rękodzielnik. Pokazuje mi swoje wyroby, duża ich część służy do palenia trawki. Takich artystów spotkałem już wcześniej w Argentynie. Łączą ich dwie rzeczy - pierwsza to swoista filozofia życiowa,czyli konglomerat mitologii indiańskiej, nihilizmu i anarchizmu oraz druga rzecz - codzinnie jarają trawę.

W samym muzeum dość ciekawa wystawa dotycząca historii Kolumbii.

Bogota, Museo Nacional

Zaczepia mnie pracownik muzeum, który przeprowadza ankietę. Szybko mu odpowiadam na pytania i idę na obiad, bo zgłodniałem, do jednej z wielu jadłodajni. Obiad 6.500 pesos za zupę, drugie danie i sok. Czyli mniej niż 10 zł. Pesos na złotówki przeliczam w ten sposób, że dzielę przez tysiąc i mnożę razy półtora.

Bogota

Niestety najwyższy budynek w Kolumbii otwiera punkt widokowy tylko w piątki, niedziele i soboty, więc nie zobaczę panoramy z jego szczytu.

Bogota,najwyższy budynek Kolumbii

Po drodze odwiedzam parę kościołów, m.in. Iglesia de San Francisco z pięknie zdobionym wnętrzem.

Bogota, Iglesia de San Francisco Bogota

Idę jeszcze kupić adapter do prądu. Co prawda kupiłem już na lotnisku, ale mimo, że pisało na nim "Kolumbia", to nie pasuje, po co prawda ma płaskie bolce, ale nie równoległe, tylko pod skosem. A w ogóle napięcie tu jest 110 V, ale ładowarka działa. Niestety o kwestii elektryczności zacząłem myśleć dopiero na lotnisku.

Następnie odwiedzam Plaza de Bolivar - główny plac Bogoty z katedrą, kongresem i Palacio de Justicia, czyli sądem najwyższym oraz hordami gołębi.

Bogota, Plaza Bolivar Bogota, Konges Narodowy

Następnie odwiedzam Igelsia de Concepcion z ciekawym ołtarzem.

Odwiedzam też Museo Botero, muzeum, w którym wystawione są głównie prace kolumbijskiego plastyka Fernando Botero. Malował wszystkich i wszystko jako grubasów. Nawet monalizę przeroił na spaślaka.

Bogota, obraz Fernando Botero

Są też dzieła znanych europejskich malarzy. Obok jest Museo de Oro - również bardzo ciekawe i bogate zbiory, ale już brakuje czasu na zwiedzanie.

Wchodzę do baru i zjadam jeszcze dwie empanady. Robi się ciemno już tak o 18.30.

Wracam do hostelu, biorę prysznic. W hostelu organizują mini kurs salsy, który kończy się kończy się na nauce wszystkich tańców latynoskich. Niektóre są ostre. Dobra zabawa. Przy okazji poznaję ludzi z hostelu. Są trzy Argentynki, dwóch Amerykanów, Brytyjczyk właśnie przyjechał, są też oczywiście Żydzi.

Potem gramy w hostelowym towarzystwie w jakąś grę w rodzaju mafii. Planujemy wyjście do jakiegoś klubu, by wypróbować nasze umiejętności taneczne. Ja jednak nie wychodzę, bo podejrzewam, że tradycyjnie zostałbym do końca i musiałbym pobyt w Bogocie predłużyć o jeden dzień, a jutro chcę już jechać dalej.

Poprzedni wpis Następny wpis
© Jożin Entertainment 2010-2015. Wszelkie prawa zastrzeżone.