5 maja 2011
Kolejną noc spało się już lepiej. Wstałem ok. 7.30. Śniadanie.
Idę się przejść do miasta. Odwiedzam Museo de Arte Colonial, czyli muzeum sztuki kolonialnej z ciekawymi obrazami z czasów kolonialnych.
Potem idę się jeszcze przejść po mieście. W Bogocie budynków rządowych strzegą policjani uzbrojeni w karabiny maszynowe. Przy wejściu do muzeuów, albo przechodząc obok budynku parlamentu, trzeba otworzyć plecak. Nie widać na mieście wielu podejrzanych typów, ale zdarza się, że idę sobie ulicą z aparatem i ktoś mówi "cuidate", czyli "uważaj". Podejzewam, że coś musi być na rzeczy. To mnie trochę denerwuje. No ale jak się bierze drogi sprzęt, to trochę stresu musi być.
Szukam jeszcze bankomatu. W dwóch maszynach mam jakiś problem. Dopiero w trzecim udaje mi się wyciągnąć kasę.
Ok. 12 opuszczam hostel. Udaję się na stację TransMillenio. Jest to sieć autobusowa z wydzielonym pasem jezdni. Zbudowano ją zamiast metra. Jadę do Portal Norte. Stamtąd wsiadam do autobusu. Pomógł mi go odnaleźć uprzejmy pan z "metra". Jadę do miejscowości Tunja (bilet 18.000 pesos). Przysypiam po drodze.
W Tunja przesiadka do busa do Villa de Leyva. Po godzinie jestem na miejscu. Na dworcu spotykam właściciela hostelu La Rana. Bardzo ładne miejsce, więc zostaję, bo i tak nie mam rezerwacji.
Villa de Leyva urzeka mnie od samego początku. Klimat kolonialny w całej pełni. Białe domy i ulice brukowane wielkimi kamieniami. Wielki plac w centrum miasteczka.
Idę się przejść. Robi się już ciemno. Cały czas szczyty gór spowija poduszka z chmur.
Jedna z ulic jest zamknięta. Pytam o co chodzi. Okazuje się, że kręcą scenę do jakiejś telenoweli.
Zjadam churrasco w jednym z barów, popijając świeżym sokiem z mango.
Miasteczko jest niewielkie i bardzo spokojne. Aż chciało by się zostać na dłużej, ale jutro chyba ruszę dalej - do San Gil.
Poprzedni wpis Następny wpis