10 września 2012
Wczoraj wieczorem zdałem sobie sprawę, że jeszcze nie odwiedziłem niezwykle ważnego miejsca w Grenadzie - Capilla Real (Kaplica Królweska). W tej przyległej do katedry kaplicy spoczywają Królowie Katoliccy: Ferdynand II Aragoński i Izabela Kastylijska. Jak by nie patrzeć to jedne z tych osób, które miały decydujący wpływ na losy świata, m.in. poprzez wspieranie wypraw Krzysztofa Kolumba.
Wstęp do kaplicy to 4 euro. Królowie wybrali Grenadę na miejsce swojego spoczynku w testamencie. W środku jest marmurowy sarkofag, a pod nim w krypcie cztery trumny (także Juany i Filipa).
Można też podziwiać koronę i berło królowej Izabeli oraz miecz Ferdynanda i inne osobiste rzeczy władców.
Dodatkowo w kaplicy prezentowane są dzieła ze zbioru królowej Izabeli: obrazy Hansa Memlinga, Rogiera van der Weydena i Boticellego.
Wizyta w kaplicy-grobowcu królów katolickich robi na mnie wielkie wrażenie. To miejsce, które koniecznie trzeba odwiedzić, będąc w Grenadzie.
Wybieram się następnie do miejscowości Jaén. Wokół wszędzie ciągną się plantacje oliwek, które ogólnie zajmują ponad 5 % powierzchni Hiszpanii. Jadę Autostradą Sierra de la Nevada, która w najwyższym punkcie osiąga przełęcz na wysokości ponad 1000 m n.p.m.
Miasto Jaén pamięta czasy fenickie, kartagińskie i rzymskie. Przez długi czas było zajęte przez Arabów. Zostało oddane Ferdynandowi III w 1246 roku, stając się strategiczną twierdzą w walkach granicznych z muzułmanami. Na wzgórzu nad miastem wznosi się warowny zamek. Mówi się, że fundamenty położył pod niego Hannibal.
W centrum znajduje się imponująca katedra. Tam też kieruję swoje pierwsze kroki.
Nie wchodzę jednak do środka katedry ze względów oszczędnościowych (wstęp znów 4 euro). Zamiast tego udaję się do bocznej uliczki na obiad. Lokal nazywa się El Rincon del Obispo, czyli Róg biskupa. Zamawiam tam obiad (6 euro: sałatka na pierwsze danie, kotlet na drugie, deser i picie). Obok dosiada się jakiś starszy koleś z siwą już brodą. Po krótkiej wymianie zdań okazuje się, że to emeryt z Kanady, który po raz nie wiadomo który już przybywa do Hiszpanii. Pracował całe lata w statystyce w agencjach rządowych różnych krajów, więc bardzo miło się rozmawia m.in. o zawiłościach systemu finansowego współczesnego świata.
Po zjedzeniu obiadu Kanadyjczyk przyłącza się do mojej wycieczki na wzgórze z fortecą (sam nie wiedział nawet, że coś takiego tu jest). Pora może nie jest najlepsza na dość długą wspinaczkę. Słońce w zenicie, miejscowi poszli spać. Pytamy w jakimś warsztacie o drogę. Hiszpan pokazuje nam, którędy się kierować. Ruszamy więc w stronę, gdzie nam pokazał. I tutaj nastąpiła miła niespodzianka. W czasie, gdy opowiadałem Kanadyjczykowi o dobrodziejstwie, jakie spotkało mnie z rąk Niemca na Majorce, zatrzymał się samochód. Był to ten sam Hiszpan, którego pytaliśmy o drogę. Mówi, że nas podwiezie, bo to jest jednak za daleko, żeby tak iść. Miałem więc znowu szczęście spotkać dobrego człowieka na swojej drodze.
Na szczycie nie ma zbyt wielu ludzi. Jest tylko grupka geologów, którym profesor tłumaczy historię powstawania okolicznych skał. Piękne widoki na miasto i okolice. Plantacje oliwek ciągną się aż po horyzont.
Spędzamy na górze jakąś godzinę. Część zamku została zamieniona na hotel. Tam raczymy się zimną Coca-colą.
Pozostaje zejście z powrotem do miasta. Nie chce nam się iść drogą, bo okrąża ona całą górę. Zbiegamy więc łagodniejszą stroną zbocza prostu do miasta.
Zwiedzamy jeszcze różne zakątki miasta, gdzie można natknąć się na łaźnie arabskie, stare kościoły, czy XV-wieczne fontanny.
O 18.30 żegnam się z moim kompanem i udaję się autobusem do miasta Úbeda. Dojeżdżam po około godzinie.
Miasto Úbeda to perła hiszpańskiego renesansu. Położone jest na szczycie wzgórza, w pobliżu doliny Gwadalkiwiru. Idę najpierw do mojego hotelu położonego przy Avenida de la Libertad. Trochę daleko od centrum miasta. Jest to raczej rodzinny pensjonat. Miła młoda dziewczyna daje mi klucze i prowadzi do pokoju. Hotelik prowadzi jej ciocia. Pokój jednoosobowy za 15 euro.
Cały wieczór wykorzystuję na przechadzanie się uliczkami miasta. Mimo, że miasto jest niewielkie i liczy ok. 30 tys. osób, to stanowi zupełnie niesamowite skupisko zabytków.
Osobiście postanowiłem się tu udać, ponieważ Úbeda kojarzy mi się z dwoma postaciami. To właśnie tutaj narodził się Antonio Muńoz Molina, jeden z najwybitniejszych współczesnych pisarzy hiszpańskich. Akcję swojej wybitnej powieści pt. "Jeździec polski" umieścił częściowo w tajemniczej miejscowości Magina. Nie ma jednak wątpliwości, że pierwowzorem dla niej było jego rodzinne miasto.
Z Úbedy pochodzi też Joaquin Sabina, chyba mój ulubiony hiszpański piosenkarz.
Nie spodziewałem się jednak tutaj natknąć na tak piękne miejsca, zaułki, ulice, kościoły i fontanny oraz bardzo przyjemną atmosferę. Nie ma zbyt wielu turystów, a wieczorem, około 22 mieszkańcy siedzą na skwerach, na ciemnych placach i placykach, rozmawiając, śmiejąc się i ciesząc wieczornym chłodem.
Poprzedni wpis Następny wpis comments powered by Disqus