22.1.2009
Wstałem ok. 8:30. Spać szedłem o 2. Znowu spotykam Peruwiańczyka przy śniadaniu. Spacerkiem idę w kierunku Plaza del Los Dos Congresos. Monumentlany gmach parlamentu.
Dziś znów 35 stopni, ale słońce jakoś jeszcze bardziej parzy. Każdy krok na słońcu jest bolesny. Dochodzę do Plaza de la Republica, gdzie znajduje się ogromny obelisk w miejscu, gdzie po raz pierwszy powiała argentyńska flaga.
Wjeżdżam na 23 piętro hotelu Panamericano. Do góry basen, taras i widok na Buenos Aires, które ciągnie się dziesiątki kilometrów w każdą stronę. Bez końca. Widać też ocean. Kupuję kawę za 11 peso. Siedzę tam z godzinę i nie mogę się napatrzeć. W dole bardzo szeroka Avenida de Mayo, niekótrzy mówią, że najszersza ulica na świecie.
W końcu zjeżdżam na dół. Idę ulicą Lavalle, ruchliwym deptakiem z tłumem ludzi. Pełno naganiaczy zapraszających do burdeli. Są nachalni. Ulotki wręczają nawet parom. Wchodzę do sklepu turystycznego. Jutro tam wrócę kupić palnik. Wchodzę do sklepów z książkami. Przeglądam albumy o Patagonii i nie mogę się doczekać, kiedy tam będę. Wchodzę do Galeria Pacifico, przytulnego centrum handlowego z luksusowymi sklepami, kawiarniami i licznymi wystawami fotografii, malarstwa i rzeźby. Urocze miejsce.
Idę w kierunku portu. Mijam jakąś mała dolinę krzemową, biurowce IBM, Sun Microsystems i Microsoft. W Puerto Madero robię się głodny. Wzdłuż portu ciągną się przez dwa kilometry liczne restauracje. Wszystkie luksusowe i drogie. Pełno jachtów, apartamentowców i biurowców zagranicznych i miejscowych korporacji.
Odpoczywam chwilę w cieniu drzew, gdzie zjadam kilo bananów. Chłodzę się wodą. Dalej już dzisiaj nie pójdę. Idę jeszcze raz w kierunku oceanu. Dalej jest przybrzeżny rezerwat. Mijam jeszcze pomnik tanga i pomnik Juana Manuela Fangio, pięciokrotnego mistrza świata Formuły 1 w latach 50-tych.
Wracam przez Plaza de Mayo. Po drodze wielkie gmachy Urzędu Celnego i Ministerstwa Obrony z początku XX w. Na Plaza de Mayo ustawione wysokie ogrodzenie i dużo policjantów. Wzdłuż Avenida de Mayo nadchodzi jakaś manifestacja. Idę do metra i jadę do hostelu.
Teraz jest 20:09. Pójdziemy z Astonem kupić mięso i zrobimy asado. Jutro wyjeżdżam o 21:45 do Bahia Blanca. Z rana pójdę odwiedzić parlament.
I wieczorem jeszcze robię sobie zdjęcie z Gastonem w koszulce Argentinos Juniors, jego klubu piłkarskiego.