2.2.2009
Pobudka o 6:30. W kuchni dwie Szwajcarki. Autobus odjeżdża po 8. Siedzę obok młodej Koreanki z Australii. Dwukrotne przekraczanie granicy argentyńsko-chilijskiej. Najpierw argentyńska strona granicy. Wyjście z autobusu, kolejka, pieczątka w paszporcie. Chilijska strona granicy. Ta sama procedura.
Przeprawa promem przez Cieśninę Magellana.
Teraz znowu chilijska strona granicy. Potem argentyńska strona granicy. W sumie czterokrotne stanie w kolejce do okienka i cztery nowe pieczątki w paszporcie.
Tierra del Fuego, Ziemia Ognista. Początkowo jałowy krajobraz. Potem robi się zielono. Pojawiają się drzewa. Niewysokie, powykręcane, zdeformowane, pochylone, powalone. W końcu robi się stromo. Góry. Przystanek w Tolhuin na przekąskę.
Po 21 dojeżdżamy do Ushuaia. Pada deszcz. Idę na kemping La Pista del Andino. Dochodzę o 21:30. 18 peso. Ustronne miejsce w lesie z miejscem na ogień, którego dziś na pewno nie rozpalę. Kąpię się i idę spać przed północą.