1.2.2009
Wstaj� o 9:30. Kawa, �niadanie. M�j hostel:
Wychodz� po 12. W drzwiach rozmawiam jaki� czas z Argenty�czykiem, kt�ry wczoraj popisywa� si� znajomo�ci� polskiego przekle�stwa. Jest szamanem. Pobiera� nauki u mistrza w Meksyku. Opowiada o magii i o wyprawach w czwarty wymiar pod wp�ywem wywar�w z g�rskiego kaktusa. Potem o magicznych wierzeniach. M�wi, �e w ca�ej Ameryce pe�no takich jak on. Mo�na pos�ucha�.
Zachodz� do stacji benzynowej z WiFi.
Og�lnie czas po�wi�cam na odpoczynek i uzupe�nianie pami�tnika. Na zewn�trz chmury i wiatr. Troch� nieba.
O 20 Msza �w. Zaczyna si� 15 minut p�niej. Ko�ci� ma�y, przytulny. Wszyscy si� znaj�. Starsza kobieta gra na gitarze. W czasie kazania ksi�dz przechodzi pomi�dzy �awkami. M�wi o tym, jak wa�na jest zdolno�� ci�g�ego zadziwiania si� na nowo. W czasie przekazywania znaku pokoju ludzie ruszaj� z �awek i wymieniaj� poca�unki z wszystkimi znajomymi. Robi si� harmider. Pie�� na uwielbienie kobieta �piewa z wielkim wzruszeniem, kt�re si� udziela r�wnie� i mnie.
Wracam do hostelu. Nie ma �wiat�a. Siedzimy przy �wiecach. Spa� id� o p�nocy.
Jutro o 8 wyjazd do Ushuaia. Ok. 600 km, w tym dwukrotna przeprawa przez granic� z Chile i przeprawa promem.