25.3.2009
Wstaję wcześnie, o 7:30. W kuchni spotykam Argentyńczyka z El Bolson, który przyjechał do Mendozy robić kurs przewodnika górskiego. Po 9 wychodzę do serpentarium. Ponad 30 gatunków węży. Potem odwiedzam jeszcze akwarium miejskie z kolorowymi rybkami oraz wielkim żółwiem. O 13 wracam do hostelu i nie wychodzę do wieczora.
Dowiedziałem się, że w pobliżu będzie lekcja tanga. Idę z jednym Belgiem zobaczyć to miejsce. Rezerwujemy stolik Wracamy na kolację. W jej trakcie Belg i jego koleżanka wymiękają. Nic to, idę sam.
Lekcja zaczyna się o 21. Po niecałej godzinie gaśnie światło w całym mieście i zaczyna się burza. Przez około godzinę ćwiczymy kroki tanga bez muzyki i przy wątłym świetle świeczek. Na szczęście są wolne dziewczyny, więc mogę poćwiczyć w parze. Światło wraca ok. 23. Zaczyna się tzw. milonga, czyli taka tango-potańcówka. Miejscowi tańczą niesamowicie, więc szybko popadam w kompleksy. Miło jednak popatrzeć i posłuchać. Tańce kończą się po 1 w nocy.
Jutro jest kolejna lekcja. Tak mi się spodobało, że chyba się wybiorę. W piątek natomiast tańczy się tango na jednym z placów, pod gołym niebem.