20.4.2009
Jeszcze w niedzielę wieczorem spotykam w pokoju Alejandro, Urugwajczyka. Po krótkiej rozmowie mam już listę miejsc do odwiedzenia w Urugwaju. Alejandro jest architektem. Na studiach wygrał bilet dookoła świata, z którego oczywiście zrobił właściwy użytek.
Ucieszyłem się, gdy zobaczyłem jakiś arabski bar z kebabami. Niestety, kebab za 8 peso był około 5 razy mniejszy niż te w Polsce. Nie ma tu dobrych kebabów. Z nostalgią pomyślałem o kebabie za 8 zł na ul. Chłodnej w Warszawie albo o tym w greckiej restauracji koło ul. Karolkowej. Po zjedzeniu tego kebaba człowiek był tak najedzony, że co najmniej do 14 musiał odstawić wszelkie opinie i inne prace i zająć się co najwyżej prasówką.
Hostel El Firulete. Nikomu nie polecam. Z zewnątrz i w środku ładny, położony przy narożnej kamienicy. W centrum handlowym Buenos Aires. Hałas jest niesamowity. Cały czas coś jeździ. Gdy przejeżdża coś większego, to następuje małe trzęsienie ziemi.
W hostelu nie ma kuchni. Na ulicy jest jednak dużo tanich lokali.
Rano spotykam Brazylijczyka, który właśnie wrócił z Nowej Zelandii. W ten sposób mam też załatwioną listę miejsc do odwiedzenia w Brazylii. Wyruszam metrem na Plaza Italia. Chcę odwiedzić ogród botaniczny. Zamknięty - z okazji zabijania komarów, które przenoszą dengę. Idę więc do Ogrodu Japońskiego (wstęp 5 peso).
Nie czuję się najlepiej. Chyba mam gorączkę. Wracam do hostelu i idę spać o 19, ale z powodu hałasu sen nie przychodzi lekko.