26.4.2009
Wstaję o 9. Ale jestem niewyspany! Idę razem z Romanem, Niemcem na 10.30 do kościoła.
Mój towarzysz jest protestantem, ale wykazuje duży entuzjazm, choć trochę się nudzi. O 12 dzwonię do Leandro i wyruszam autobusem nr 109 do jego domu w dzielnicy Paternal. Zaprasza mnie na obiad. Jego ojciec wspomina mecz Polska-Argentyna z 1974 r., pamięta bardzo dobrze Lato i Deynę. Wychodzi na mecz trochę wcześniej, obejrzeć występ juniorów. Matka Leandro też idzie na mecz. My wychodzimy pół godziny przed 15:00. Leandro mieszka prawie przy stadionie.
Mamy bardzo dobre miejsce na samej górze, świetny widok.
Argentinos Juniors to niewielki zespół. Aktualnie ostatni w pierwszej lidze. To jednak zespół, w którym prawie 5 lat grał Maradona, który w 160 oficjalnych występach strzelił 116 goli. W 1985 r. Argentinos Juniors wygrał Copa Libertadores. Dziś gra z Independientes, innym klubem z Buenos Aires, dużo większym. W samym Buenos Aires jest 6 klubów grających w I lidze, w tym największe Boca Juniors i River Plate, które jednak nie grają obecnie zbyt dobrze. Prowadzi obecnie Vélez Sársfield z Buenos Aires.
Kibice Independientes przybywają licznie. Od pierwszej minuty trwa nieustanny doping dla obydwu drużyn. Bębny, śpiewy, kibice podskakują. Oczywiście zdjęcia tego nie oddadzą. Poza tym ludzie wyzywają sędziego - jak u nas.
Na naszej trybunie dochodzi do jakiejś niegroźnej bójki (między kibicami tej samej drużyny!!!).
Ku memu zdziwieniu Argentinos Juniors gra całkiem nieźle. Mają dużo sytuacji. Grają bardzo efektownie. Ostatnio zostali uznani przez jeden z programów sportowych za drugi zespół w Argentynie pod względem efektownej gry. Chyba słusznie, po przerzutki, zagrania do tyłu na pamięć i podania z piętki w polu karnym nie należą do rzadkości. Brakuje jednak szczęścia.
Na początku drugiej połowy piłkarz naszego klubu zostaje faulowany w polu karnym. Po karnym jest 1:0!
Potem jest jeszcze dużo okazji, strzał w spojenie i wydaje się, że musimy wygrać, ale w ostatniej minucie Independientes wyrównują. Wracamy do domu Leandro trochę rozczarowani. Ponury nastrój poprawiamy ciastkami popijanymi yerba mate. Przychodzi siostra Leandro z dwoma koleżankami. Jako jedyna z rodziny nie była na meczu.
O 19 wracam autobusem do hostelu. Jeszcze wieczorny spacer. Jest 2 w nocy i jeszcze nie śpię, ale jest taki hałas, że chyba się nie da.
Jutro jadę do Luján, najważniejszego miejsca pielgrzymek w Argentynie. Wracam do Buenos Aires we wtorek. W czwartek lub sobotę płynę promem do Colonii w Urugwaju.