20.7.2009

Antofagasta, Chile

Droga do Valparaíso

Rano idę sobie na spacer pustynią.

San Pedro de Atacama San Pedro de Atacama San Pedro de Atacama San Pedro de Atacama

Idę kupić bilet. Okazuje się, że już nie ma do Valapraíso. Ale okazuje się, że nie ma miejsca na tym samym siedzeniu (bo siedzenia są numerowane). Dlatego sprzedają mi bilet do Calamy na siedzenie 25, i potem z Calamy do Valparaíso na siedzenie 29. Muszę się tylko przesiąść. Najdziwniejsze jednak jest to, że gdybym kupił bilet od razu do Valparaíso, to by kosztował 33.000 pesoss, a tak kosztowało mnie razem 27.500 pesos. Nie widzę tu logiki.

Rozmawiam jeszcze przed wyjazdem z panią z hostelu. Mówi, że wodę czerpią tu ze źródeł podziemnych, a prąd wytwarzają generatory na paliwo.

W autobusie siadam koło Chilijczyka, który pracuje przy jakiejś budowie w San Pedro. Rozmawiamy całą drogę. Przejeżdżamy przez "Dolinę Księżycową" i mijamy liczne kopalnie odkrywkowe miedzi.

Pustynia Atacama

W tym miejscu poruszam temat wzajemnej niechęci pomiędzy narodami południowoamerykańskimi. Właściwie to nikt tu się nie lubi. Poziom ksenofobii jest naprawdę wysoki. Jedni posądzają drugich o zacofanie i przynależność do Trzeciego Świata, kradzież terytorium, kobiet i samochodów. Dla przyjezdnego wygląda to zabawnie. Uważam to nawet za bardzo zabawne. Zresztą, jak ktoś mnie zna, to wie, że lubię podsycać spory, które uważam za bez znaczenia. Bardzo lubiłem podpuszczać Argentyńczyków przeciwko Chilijczykom, a w Brazylii przeszedłem się pewnego dnia po mieście z argentyńską yerba mate. Nawet nie chcieli spróbować, a jak ktoś już spróbwał to robił taką minę jak by wypił setkę denaturatu.

W Argentynie uważają, że ich mięso jest najlepsze, w Brazylii, że churrasco, Urugwajczycy twierdzą, że ich wołowina i yerba mate jest najlepsza. Ci ostatni może nawet mają rację, ale to przecież kwestia gustu.

Tak czy inaczej, w czasie podróży autobusem dowiedziałem się od mojego współpasażera, że Argentyńczycy nie mają etyki i dlatego kradną. W sumie to nic nowego. Parę lat temu prezydent Urugwaju spytany przez dziennikarza, co sądzi o Argentyńczykach, odpowiedział w przypływie szczerości "To są złodzieje, od pierwszego, do ostatniego". Nie przypuszczał, że jego wypowiedź jest nagrywana i doprowdzi do międzynarodowego skandalu, zakończonego dopiero oficjalną wizytą w Buenos Aires i przeprosinami złożonymi na ręce Prezydenta Argentyny.

Muszę jednak przyznać, że w czasie ponad 3-miesięcznego pobytu w Argentynie siłą rzeczy przesiąkłem ich narodowym szowiznizmem i chyba już się nie nawrócę. Nikt mnie nie przekona, że jest bardziej kulturalny kraj w Ameryce Południowej albo, że Maradona nie jest najlepszym piłkarzem na świecie. Dlatego od pierwszych chwil po przekroczeniu granicy chilijskiej, miałem wrażenie, że wjeżdżam do kraju gorszego, zacofanego kraju Trzeciego Świata. Piszę to tylko dlatego, żeby uprzedzić, że uwagi odnośnie Chile mogą być stronnicze.

Co do Maradony, to zapomniałem napisać o bardzo ciekawej rzeczy. W Humahuaca widziałem program w telewizji, w którym wybierano najlepszego piłkarza świata. Jako że jednak wszyscy w Argentynie wiedzą, że to boski Diego jest jedyny w swoim rodzaju i kwestionowanie tego faktu byłoby atakiem na narodowy honor kraju, program został zatytułowany "EL MEJOR DESPUES MARADONA", czyli "NAJLEPSZY PO MARADONIE" i oczywiście Maradona jako Numer 1 nie brał udziału w konkurencji.

Wracając do podróży, nadmienię, że w Calamie przesiadłem się na siedzenie z numerem 29. Obok mnie usiadła kobieta z dzieckiem.

Jakoś przed zmierzchem dojechaliśmy do Antofagasty. Przyznam, że myślałem nawet, żeby się tam zatrzymać (głównie ze względu na ciekawą nazwę), ale Bogu dziękowałem, że mnie odwiódł od tego zamiaru. Miasto jest brzydkie, szare, brudne. Nad morzem, ale na pustyni. Brudno. Poza tym, jak powiedział mi mój współpasażer Chilijczyk, ze względu na koncentrację przemysłu wydobywczego w okolicy, to najdroższe miasto w Chile.

Antofagasta, Chile

Wysiadłem na dworcu autobusowym. Chyba nowo wybudowany. Zdążyli już umieścić strzałki wskazujące restauracje i sklepy, ale żadna restauracja czy skep nie zdążyła się jeszcze wprowadzić. Koło dworca też nie ma sklepów. Udaje mi się kupić ciastka od pani, która sprzedawała z torby, cały czas spoglądając, czy nie zbliża się policjant.

Przyznam, że w autobusie serwowali jedzenie, ale bardzo skromne, o wiele skromniejsze niż to zwykle jest w autobusach argentyńskich.

W autobusie ponad połowa górnego piętra była zajęta przez Francuzów. Na dworcu w Antofagasta nawiązuję kontakt z jednym z nich. Jest przewodnikiem, a ci Francuzi to wycieczka szkolna uczniów w wieku 15-18 lat. Pytam, czy to normalne, że we Francji uczniowie liceum jeżdżą na wycieczki szkolne na inne kontynenty. Odpowiada, że tak, ale poza tym te dzieci miały duże szczęście, bo ich rodzice należą do organizacji, która pokrywa znaczną część kosztów tej wycieczki. Pytam, co to za organizacja. Związek Zawodowy Pracowników AIR FRANCE - odpowiada. Teraz już wiadomo, dlaczego tyle płacimy za bilety lotnicze.

Wieczorem puszczali jeszcze parę filmów. Wojna Światów Spielberga oraz Bangkok Dangerous z Nicolasem Cagem. Tu znowu różnica w porównaniu do autobusów argentyńskich, gdzie filmom towarzyszył zwykle dźwięk. Tutaj trzeba sobie kupić słuchawki (chyba, że ktoś ma swoje). I jak tu nie być sercem za Argentyną?

Poprzedni wpis Następny wpis

Spis treści

© Jożin Entertainemt 2010. Wszelkie prawa zastrzeżone.