22.7.2009
Dziś pogoda jest ładniejsza niż wczoraj. Świeci słońce. Wjeżdżam na Cerro Bellavista wagonikiem. W mieście jest kilkanaście takich "wind", które ułatwiają nieco życie.
Idę dalej w górę aż do La Sebastiana, domu należącego do Pablo Nerudy, poety, jednego z dwóch chilijskich noblistów. Trafiam na przerwę (obiadową chyba), dlatego idę jeszcze wyżej aż kończy się zabudowa i zaczyna las.
Z góry widać całe miasto. Z lewej strony port, z zacumowanymi fregatami wojskowymi i statkami towarowymi. To największy port Oceanu Spokojnego po tej stronie Ameryki.
Zabudowa miasta jest bardzo malownicza ze względu na różnokolorowe domki położone na wzgórzach. W oddali widać ośnieżone szczyty Andów. Na wzgórzach liczne uliczki, zaułki, chodniki. Zabawnie jest tak spacerować, bo nigdy nie wiadomo, gdzie się wyjdzie.
Wracam do domu poety - muzeum (wstęp 2.500 peso). Zwiedzanie utradnia mi nieco świadomość, że poeta był komunistą. Jak przystało na prawdziego komunistę, miał jeszcze pare domów w innych miejscach Chile.
Spaceruję jeszcze wzdłuż Avenida Alemania w kierunku Cerro Allegre i Cerro Concepcion.
Wieczorem próbuję znaleźć jakąś kawiarnię, bo w pokoju zimno. Nie jest to jednak łatwe. W przeciwieństwie do Argentyny, kawiarni nie spotyka się tu na każdym rogu ulicy. Co więcej "cafe" nazywają się tu domy cielesnej uciechy. Jest ich całkiem sporo. Wokół mojej kamienicy nalizcyłem co najmniej 5 takich "kawiarni".
Nie brakuje za to barów. Na ulicy Bellavista są ich dziesiątki.
Mimo to jednak podoba mi się tutaj. Dlatego postanowiłem zostać trochę dłużej i przesunąłem lot do Nowej Zelandii na 5 sierpnia.