29.9.2009
Trzeba przyznać, że jedzenie na pokładzie samolotu australijskich linii lotniczych Qantas Airways jest bardzo dobre. Lot do Singapuru trwa ok. 7 godzin. Po drodze widzę wulkan na Bali.
Dolatuję ok. 18. Mój paszport wzbogaca się o kolejną pieczątkę. Metrem jadę do hostelu, który znajduje się w Chinatown. Dopiero, gdy wysiadam na stacji, zaczynam odczuwać tutejszy klimat, bo lotnisko i metro były klimatyzowane. Klimat tropikalny, czyli gorąco i duszno.
Po krótkich poszukiwaniach trafiam do hostelu (ServiceWorld Hostel). Bardzo schludny, z klimatyzacją. Idę coś zjeść. Pełno tych chińskich restauracji. Niestety, z powodu dużego głodu oraz pobytu w Australii i Nowej Zelandii (gdzie nie było naganiaczy; nawet na Fidżi, gdzie dominuje turystyka resortowa, nie było ich wielu) straciłem rewolucyjną czujność i dałem się posadzić przy stoliku w nietaniej restauracji. Dla poprawy nastroju wziąłem te ich patyki i zabrałem się do konsumpcji. Kiedyś zastanawiałem się jak to możliwe, żeby jeść ryż kijkami, a rzeczywiście - to możliwe.
I powłóczyłem się aż to rzeki, na brzegu której przysiadły dziesiątki restauracyjek, knajpek i barów (często z karaoke) oraz wielkich wieżowców.
Miasto w nocy jest spokojne. Podobno nie ma tu przestępczości, co jest spowodowane autorytarnym ustrojem, sprawnym systemem sprawiedliwości oraz tradycyjnymi sposobami wymierzania kary przez policję, czyli kijem bambusowym (ale opieram się tu tylko na pogłoskach).