16.10.2009
Siedz� na lotnisku w Pekanbaru. 3 godziny do odlotu.
Wczoraj odp�yn��em promem z jeziora Toba do miasteczka Parapat. Tam czeka� ju� na mnie agent. Bus do jakiej� wioski. Przesiadka do autobusu. Godzina drogi do Siantar. W autobusie wszyscy pal� papierosy.
W Siantar jestem o 16.30. Autobus do Pekanbaru o 19. Siedz� na przystanku. Nie trzeba d�ugo czeka�, �eby kto� si� do mnie dosiad� i zacz�� rozmow�. Id� si� potem przej�� na targ. Wszyscy mnie wo�aj�. "Helo� Mister, gdzie jedziesz?".
O 19 autobus gotowy. Ca�kiem �adny. Klimatyzacja, ubikacja i kabina dla palaczy. Tylko, �e w nocy jest bardzo zimno. Lod�wka. Nawet spa� si� nie da. Kierowca prowadzi autobus jak na rajdzie. Niekt�rzy pasa�erowie nie wytrzymuj� i prosz� o woreczek.
O 7 rano doje�d�am do Pekanbaru. Taks�wkarz mnie zaczepia. Targuj� cen� z 70 na 50 tys. rupii. Musz� przy tym porozumiewa� si� w j�zyku indonezyjskim, gdy� brak tutaj podstawowej znajomo�ci angielskiego.