20.11.2009

Bangkok, Tajlandia

Khao San dniem i nocą i (nie)ciekawe typy

Ulica Khao San to miejsce tzw. kultowe. Od 20 lat rośnie jako centrum białych podróżników przyjeżdżających do Bangkoku. Jednego dnia, ba, w ciągu jednej godziny można spotkać ludzi z 30 krajów. Od 20 lat rośnie i pęcznieje.

Dziś mam okazję zobaczyć jak żyje. Od południa siadam w jednym z barów i obserwuję przechodzące osoby. Dosiada się do mnie jakiś Niemiec, który właśnie przyjechał do Bangkoku. 56 lat. Taki stary włóczykij, może trochę wykolejony. Wspomina jak to 20 lat temu został 2 lata na Filipinach, mimo że miał tam tylko przesiadkę. Wszystko przez stewardessę linii Philippines Airlines.

Na Khao San i w okolicy można spotkać różnych ludzi. Planowałem pojechać wieczorem do stadionu Lumpini pooglądać tajski boks, ale miejscowe piwo Chang trochę mnie zmuliło.

Wieczorem siadam na ulicy przy indyjskiej restauracji i zamawiam dosę, przysmak z południa Indii. Dosiada się jeden dziadek. Brytyjski emeryt. 66 lat. Ożenił się z Tajką i mieszka tutaj. Brytyjska emerytura wystarcza w zupełności. Musi tylko co 3 miesiące jechać do Kambodży, żeby odnowić wizę. Żonę ma 9 lat młodszą, ale pojechała niedawno do Anglii, więc znalazł sobie dziewczynę.

Dosiada się jeszcze jedna osoba, Pakistańczyk. Jest chrześcijaninem. Chyba dlatego tylko siedzi w tym miejscu, bo to właściwie miejsce opanowane przez Izraelczyków. Obok są dwa hostele z napisami po hebrajsku. Przy sąsiednich stolikach też dominują przedstawiciele rodu Abrahama.

Rozmawiam trochę z Hindusami, którzy pracują w restauracji. Pytam, czy kochają tajskiego króla. Ściszonym głosem odpowiada "musimy kochać". Równie cicho mówi, że były premier Thaksin (ten, co kupił Manchaster City), był dobrym premierem dla biednych ludzi.

Następnie udaję się z Pakistańczykiem do paru klubów na ulicy Khao San. W nocy jest tu znacznie więcej ludzi. Ciężko się czasem przecisnąć przez tłumy. Są też Tajowie. Dla nich to musi być też swoista atrakcja. Kluby sa miłe. Nikt nie sprawdza ubioru i do tego wstęp za darmo.

O godz. 2 zamykają wszystkie dyskoteki.

Spaceruję jeszcze chwilkę po ulicy. Zjadam miejscowe danie pad thai. Podchodzą do mnie Tajki, które proponują mi masaż, albo "bumbum" jak tu się określa usługi oferowane przez te dziewczyny.

Poprzedni wpis Następny wpis

Spis treści

© Jożin Entertainemt 2010. Wszelkie prawa zastrzeżone.