2 sierpnia 2014
17. dzień
Nie mogę powiedzieć, żebym wyspał się po tej hałaśliwej nocy najpierw wypełnionej hukiem fajerwerków, później grzmotów i deszczem. Wstaję jednak przed 7 i pakuję namiot.
Wjeżdżam do pustego o tej porze dnia Les Diablerets. Miejscowość położona jest u stóp masywu o tej samej nazwie.
Za miastem zaczyna się nieoczekiwany podjazd. Pojawia się znak, który informuje mnie, że przede mną 10-procentowy podjazd i 350 m w górę. Znów chyba coś niedokładnie sprawdziłem na mapie. A myślałem już, że dzisiaj będzie cały czas w dół.
Podjeżdżam spokojnie pod Col du Pillon (1546 m). I zjeżdżam.
Pogoda się poprawia. W większości jadę szosą. Ścieżką straciłbym więcej czasu.
Dojeżdżam do wielkiego jeziora Thunersee. Dalej jadę ścieżką położoną obok autostrady.
Przeczekuję bardzo silną, lecz krótkotrwałą ulewę pod drzewem. Potem jej drugi atak pod niewielkim daszkiem. W porę udało się schronić, bo naprawdę mocno chlupnęło.
W miejscowości Interlaken skręcam w kierunku Lauterbrunnen. Tu czeka mnie jeszcze spory podjazd, ale w oddali widać już ośnieżone szczyty, co wlewa we mnie nowy entuzjazm.
Lauterbrunnen to miejscowość o fantastycznym położeniu, pod wielkim ponad 100-metrowym wodospadem. W oddali widać jeszcze parę wodospadów spadających z pionowych skał. Nie zatrymuję się tu bo sprawdziłem, że na końcu doliny, w Schtechelberg, jest nieco tańszy kemping.
Na Kempingu Ruetti mają najniższą cenę, jaką płaciłem w Szwajcarii - 14 franków za dobę.
Dolina jest przepiękna. Planuję to zostać cały dzień i zrobić jutro jakiś szlak.
Statystyka:
113 km rowerem
Poprzedni wpis Następny wpis comments powered by Disqus