13.7.2009
Wczoraj, czyli w niedzielę trzeba było odpocząć. Wieczorem w hostelu zjawił się Fin. Ciekawa osoba. Koleś jest uznany przez fiński system opieki społecznej za upośledzonego umysłowo. Faktycznie wydaje się, że jedynym jego upośledzeniem (dyskusyjnym) jest lenistwo. Nie przyznał się, jak to zrobił, ale do końca życia z tytułu swego statusu ma zapewnioną rentę w wysokości 584 euro + ok. 400 euro na mieszkanie (jeśli mieszka w Finlandii). I tak sobie podróżuje. Znamy to oczywiście z Polski, ale tutaj tacy śmierdziele nie mają przynajmniej tak dobrze.
Kupujemy z Finem wina i siedzimy w hostelu, potem idziemy na spacer z całą ekipą. Fin chciałby się jeszcze napić, ale ja idę spać. Za to opowiedział mi o jeziorze Toba na Sumatrze. Postanawiam się tam wybrać.
W poniedziałek wyjeżdżamy z już poznaną już wcześniej grupą, do której dołączyła jeszcze Australijka, do Purmamarca, małej (500 mieszk.) wioski, położonej w malowniczej dolinie Quebrada de Purmamarca, pod Wzgórzem Siedmiu Kolorów.
Niestety, trochę chmur się pojawiło, więc i kolory okolicznych skał nie są zbyt jaskrawe. Znajdujemy hostel za 20 peso. Jest zimno. Idziemy pochodzić po pagórkach
Wioska jest bardzo mała, ze specyficzną architekturą. Kolacje zjadamy w jakiejś zacisznej kawiarni. Zamawiam empanadę z lamy oraz tamales.
Niedaleko hostelu jest ognisko. Argentyńczycy grają i śpiewają lokalne pieśni. Jest zimno, ale dosiadamy się z Kevinem.
Łóżka w hostelu są bardzo niestabilne, ale jakoś da się wyspać pod moim ciepłym śpiworem.
A przed snem spotykam jeszcze te sympatyczne dziewczyny z Cordoby.