13.8.2009
Dzień deszczowy i ponury. Gdy wstaję, dolina jest spowita mgłą. Całą noc padało.
Strumienie wezbrały i dzisiaj bym chyba już nie dotarł na szczyt. Wspinam się trochę na okoliczne zbocze. Nagle robi się bardzo ładny widok. Mgły się podnoszą i to jest właśnie chwila na to jedno jedyne zdjęcie, widok, dla którego warto było tę noc w namiocie spędzić. Od spaceru po trawie buty są całe mokre.
Pakuję się o godzinie 11, gdy trochę przestaje padać. Wracam. Pada. Krowy jakoś dziwnie mi się przyglądają.
Stopa łapię w Clearwater Village, po przejściu ok. 15 km. Dojeżdżam do wioski Mount Somers. Idę na fish & chips. Na kempingu nikogo nie ma. Przyjeżdża pani, która się nim opiekuje. Pozwala mi spać w kempingowej kuchni. Nie mam drobnych 10 dolarów, żeby zapłacić. Mówi, że to nie szkodzi, że mam zostawić w puszce i potem kiedyś wyciągnie.
Wycieczka do Edoras była warta podjętego trudu. Na koniec dodam tylko, że można tam pojechać z wycieczką, która rusza codziennie z Christchurch, za jedyne 200 NZD. I nawet samochód przejżdża przez te rzeki wszystkie tak więc nie trzeba się dużo trudzić. Jednak przecież, gdyby Frodo doleciał do Mordoru helikopterem, to nikt by dzisiaj chyba nie czytał Władcy Pierścieni.
W sumie to wielkim fanem trylogii nie jestem, ale jak oglądałem Dwie Wieże, to właśnie tak sobie pomyślałem, że miło byłoby sobie też tak pohasać po tych górkach. I właśnie mi się to udało.