17.8.2009

Greenstone Station, Nowa Zelandia

Droga na szlak

Wstaję po godzinie 7. Wczoraj wieczorem próbowałem się podłączyć do hosteloego Internetu. Niestety recepcjonista sobie poszedł. Nie pozostało mi nic innego jak płatny dostęp do Wifi, ale był bardzo wolny. Pewnie żółci grali przez neta w Mortal Kombat albo ściągali japońskie horrory. Poszedłem do kafejki na mieście. Po drodze mijałem grupki pijanej i rozbrykanej angielskojęzycznej młodzieży. Widać, że byli po dobrym apres ski. Jeden z tych młodych ludzi próbował wchodzić na przydrożne drzewo, niczym małpa. To by świadczyło jednak o wstecznej ewolucji narodów zachodu. A może to ta słynna brytyjska "dewolucja"?

Koniec końców bloga uzupełniłem i poszedłem spać przed 1.

Rankiem łatam dziurę w bucie za pomocą zestawu naprawczego do maty samopompującej. Zobaczymy, ile wytrzyma. O 10 wymeldowuję się z hostelu.

Idę jeszcze na miasto. W informacji ponownie pytam o moją trasę, czyli Routeburn Track. A pani zauważa, że "większość ludzi którzy przyjeżdżają tu zimą, wybiera snowboard lub narty". Dokładnie to samo mówiła wczoraj. Chyba zna to na pamięć. Mogłem jej powiedzieć, że nie jestem "większość ludzi". Podobnie, dokładnie jak wczoraj, recytuje, że trzeba mieć "alpejskie doświadcenie i sprzęt". Zapomniałem dodać, że ta kobieta to jakaś Azjatka, może rodem z Tajlandii albo z Tajwanu. Nie mam uprzedzeń, ale jakoś tak z natury nie wzbudza we mnie zaufania jako znawca alpejskich szlaków. Postanawiam się tam udać i zobaczyć jak to wygląda na własne oczy. Najwyżej zawrócę, jeśli nie będzie pogody.

Queenstown Queenstwon

Wychodzę na drogę wylotową po godzinie 12. Czekam około godziny. To dość długo. Nikt się nie zatrzymuje. Myślę sobie, że to może znak, żebym zmienił plany, gdy wtem zatrzymuje się fotograf, który jedzie do Glenorchy, aby tam z jednego wzgórza zrobić zdjęcie na pocztówkę.

W stronę Kinloch

Rozmawiamy o szlakach i mówi, że próbował kiedyś zimą przejść tę trasę, ale wrócił, bo zobaczył dużo lawin. W Glenorchy, które leży 44 km od Queenstown, robi mi przysługę i dzwoni jeszcze raz do informacji. Powiedzieli mu to samo, co i mi w informacji, może nawet ta sama kobieta. Przekonało mnie jednak jego doświadczenie i zmieniam szlak na dolinę Greenstone, który nie przecina terenów ośnieżonych.

Dobra. Do początku szlaku mam jeszcze 39 km. Ludzie mówili, że to prawie niemożliwe, żebym tam złapał stopa. Idę jednak kawałek i zatrzymuje się miejscowy farmer. Ma 6 tys. owiec. Podwozi mnie do rozjazdu, skąd mam już tylko 29 km. Po chwili jedzie facet z Kinloch. Stamtąd mam już tylko 12 km. Tu już nic kompletnie nie jechało, więc ten odcinek pokonuję pieszo. Są trzy miejsca, gdzie droga jest zalana przez strumyk. Ładne widoki.

Zalana droga Do Greenstone Valley Do Greenstone Valley Słońce zachodzi, a ja ciągle zmierzam w stronę Greenstone Valley

Do początku szlaku dochodzę ok. 18.30. Na końcu drogi jest jedna farma z lądowiskiem dla helikoptera. Stoi też niewielki samolot. Jest już ciemno. Jest schron, ale bez jednej ściany, więc rozbijam namiot nieopodal.

Szlak zajmie mi pewnie 2-3 dni. Dodam, że od początku szlaku do końca, gdyby jechać normoalną drogą samochodem, trzeba by zrobić 350 km.

Poprzedni wpis Następny wpis

Spis treści

© Jożin Entertainemt 2010. Wszelkie prawa zastrzeżone.