13.9.2009
Ostatnie dwa dni spędziłem w ośrodku Beachouse. Było dość miło. W sobotę zjawiło się dużo gości. Dominowała młodzież amglojęzyczna, choć pojawiła się też grupa Japończyków, było trochę Francuzów, jedna Czeszka. W sobotę wieczorem miało miejsce szalone party, którego kulminacyjnym punktem było wrzucenie czarnego barmana do basenu.
W niedzielę cały dzień lało, a tu treba było spakować namiot. Korzystając z zawartych poprzedniego wieczoru znajomości, wprosiłem się na obiad przygotowany przez moich nowych znajomych. Wczoraj byli na rybach i złowili barakudę. Całkiem smaczna.
Około 16 udaje mi się spakować. Zaraz potem znów zaczyna lać. Wychodzę na drogę ok. 18. Czekam na autobus. W końcu wsiadam do busa. Za 10 F$. Wysadza mnie trochę nie w tym miejscu, gdzie powinien, więc dojeżdżam do hostelu taksówką za 3 F$. Hostel 16 F$. Spotykam parę Włochów, z którymi ucinam sobie pogawędkę. Idę szybko spać, bo ostatnią noc za dużo nie odpocząłem. Jutro samolot do Australii o 9 rano.