14.9.2009
Budzę się o 7:10. Budzik w komórce była nastawiony na 6:30, ale komórka się w nocy jakimś dziwnym trafem wyłączyła. Chyba przez dużą wilgotność powietrza urządzenia elektroniczne nawalają. Samolot o 9. Niecałe dwie godziny. Może powinienem wziąć taksówkę, ale idę spokojnie na autobus. W końcu lotnisko to tylko 10 km stąd.
Jednakże autobus zatrzymuje się średnio co ok. 500 m, by zabrać każdą osobę, która stoi przy drodze. Ktoś wsiada, ktoś wysiada. Na lotnisku jestem o 8. Duża kolejka do odprawy, ale w końcu udało mi się zdążyć, choć prawie na ostatnią minutę. Nawet miejsce przy oknie dostałem.
Lot liniami Air Pacific ok. 4 godziny. Zmiana czasu. Teraz różnica z Polską wynosi 8 godzin. Busikiem dojeżdżam do hostelu. W pokoju jestem z samymi Azjatami. Hindus, dwóch Koreańczyków i Japończyk. Hindus, o imieniu Manudż, którego to imienia nie mogę zapamiętać, gotuje dla mnie powitalny obiad. Jest studentem. Bardzo spoko koleś. Jemy obiad i w tym czasie mija mu jeden wykład, ale jakoś go to nie przejmuje. Zresztą ledwie to zauważył.
Potem idę do sklepu. Potem odpoczywam. Potem idę spać. Ciężko mi usnąć, bo Manudż powiedział, że w nocy pojawiają się duże robaki, które nie pozwalają mu spać...