18.9.2009
W piątek odwiedzam Art Gallery of New South Wales. Mają trochę dzieł europejskich. Poza tym oczywiście dużo dzieł nowoczesnych, w tym niektóre bardzo ambitne. Nie mogłem się powstrzymać od śmiechu, gdy dzieci ze szkoły podeszły do wielkiego białego kwadratu i zaczęły się prześmiewczo zachwycać "łał! zobacz to, to najlepsze dzieło, to prawdziwe arcydzieło". Jeszcze bardziej zabawne było, gdy podeszła ich opiekunka i zaczęła tłumaczyć, że można zauważyć różne tony bieli i że obraz może symbolizować pustkę itp.
Wieczorem wychodzę z Koreańczykiem z mojego pokoju na miasto. Pakistańczyk z hostelu daje nam bilety do klubu o swojsko brzmiącej nazwie "Favela". Przekonani, że spotkamy tam tłumy brazylijskich piękności ruszamy w tym kierunku, jednak okazuje się, że jak zwykle darmowy bilet nie wróży nic bardzo dobrego. Parkiet jest wielkości łazienek w blokach z lat 70-tych.
Koreańczyk jest bardzo w porządku. Zwierza mi się, że w młodości był ulicznym wojownikiem ("street fighter"). Teraz wyszedł jednak na ludzi. Ożywia się, gdy pytm go o tekłondo. Oczywiście, że zna tekłondo, choć ostatnio już się nie leje ludzi po ulicach. Myślę, że spacerując po mieście z tym kolesiem, mogę się czuć bezpiecznie...