1.11.2009

Puerto Princesa, Filipiny

Wszystkich Świętych

W sobotę wstaję o 7. Nie czuję się za dobrze, więc postanawiam odpocząć. Ruszę dalej w poniedziałek.

Puerto Princesa, Filipiny Puerto Princesa, Filipiny

Mały spacer po mieście. Zachodzę do katedry, zobaczyć o której jutro są msze. Widać, że tutejszy Kościół Katolicki ma rozmach. W niedzielę aż 11 mszy w katedrze, i 11 na cmentarzach.

Katedra w Puerto Princesa

W niedzielę udaję się do kościoła na 9. Zdaje się, że co druga msza jest po angielsku, a co druga w języku tagalog (urzędowym filipińskim). Trafiam na tę w tagalog. Co ciekawe ksiądz w czasie kazania wtrąca parę zdań po angielsku (coś jak bohaterowie filmów bollywoodzkich). Zauważyłem zresztą tę manierę także u zwykłych mieszkańców tego kraju. Może dlatego prawie wszyscy mówią lepiej lub gorzej, ale mówią po angielsku. Ksiądz parę razy symuluje, że kończy kazanie, głośno podkreślając "Amen", żeby obudzić wiernych.

Katedra w Puerto Princesa

Po południu, gdy już zmierzcha, udaję się na cmentarz. Wiadomo, można uzyskać odpust zupełny, a przy okazji zaobserwować miejscowe zwyczaje. Groby są wysokie, białe, niektóre z daszkami, zabudowa ciasna. Na porządku dziennym jest więc skakanie po płytach grobowców. Dowiedziałem się też, że w zwyczaju jest tu spanie na cmentarzu w noc poprzedzającą Wszystkich Świętych.

Puerto Princesa, Filipiny

Przechadzam się między grobowcami. Miejscowi siedzą na grobach, rozmawiają, śmieją się, konsumują jadło i napoje. Atmosfera piknikowa, choć oczywiście można dostrzec zadumane twarze. Generalnie jednak wydaje się, że nie przyszli tu zapalić świeczki i wrócić do domu, tylko przyszli posiedzieć. Może zresztą są tu od wczorajszego wieczoru. Tu nasuwa się refleksja, jak to klimat wpływa na zwyczaje związane z obchodem święta. U nas spędzenie ostatniej październikowej nocy na cmentarzu byłoby nie do pomyślenia.

Puerto Princesa, Filipiny Puerto Princesa, Filipiny Puerto Princesa, Filipiny

Pierwsze wrażenie jest ponadto takie, że Filipińczycy to naród radosny i zadowolony z życia. Zresztą stwierdziłem to już po spotkaniu przedstawicieli tego narodu w Nowej Zelandii i Singapurze. Serdeczne uśmiechy są tu w obfitości i za darmo, szczególnie od dziewcząt.

Młodzi wołają za mną "hej Joe!". Przy grobach palą świeczki. Robi się ciemno. Wracam trycyklem do centrum. Na placu koncert jakiegoś zespołu rockowego.

Jutro, mam nadzieję, już wyjadę do Sabang.

Poprzedni wpis Następny wpis

Spis treści

© Jożin Entertainemt 2010. Wszelkie prawa zastrzeżone.