27 listopada 2010
Wycieczka do Mediolanu to był wyjazd typowo weekendowy i spontaniczny. Spontaniczny o tyle, że pewnego wieczoru nie miałem co robić i zacząłem przeglądać bilety lotnicze. I tak udało się za dwieście złotych kupić bilet z Warszawy do Mediolanu i powrotny z Bolonii (WizzAir).
Nocuję w Modenie, ponieważ jest pomiędzy Mediolanem a Bolonią, a w tamych miastach nie znalazłem przytulnego hostelu blisko centrum. Hostel Ostello San Filippo Neri znajduje się natomiast pięć minut od dworca w Modenie. Jest czysty, zadbany i najważniejsze - jest ciepło, bo wszystko można powiedzieć o Italii w dniu dzisiejszym, ale na pewno nie, że jest słoneczna i gorąca. Ale od początku.
Zobacz: Tanie hotele w Mediolanie.
Wylot z Warszawy o 6:30. Lot nad budzącymi się Alpami - przecudowny. Lądowanie w Bergamo, to kilkadziesiąt kilometrów od Mediolanu. Autobus do Mediolanu (9,90 euro). Wysiadam przy dworcu kolejowym w Mediolanie. Metro do centrum (całodniowy bilet - 3 euro). Zwiedzanie Il Duomo - katedry mediolańskiej, razem ze zwiedzaniem dachu (5 euro).
Po południu robi się straszny tłok. Z trudem znajduję wolny stolik w McDonaldzie. Udaję się następnie do Pinacoteca di Brera. Odwiedzenie tutejszych galerii sztuki do główny cel wyprawy. W Pinacoteca di Brera znajdują się głównie obrazy zrabowane w Lombardii przez Napoleona.
Po dwóch godzinach w galerii udaję się do majestatycznego Zamku Sforzów.
Po krótkim spacerze po zamkowych krużgankach wsiadam w jakiś tramwaj (chyba miał numer 1), który dowozi mnie z powrotem do Katedry. Jest ok. 15 i na ulicach są już tłumy, aż ciężko się przecisnąć.
Została mi jeszcze Pinacoteca Ambrosiana - główny cel, z pięknymi obrazami m.in. Leonarda, Veronese, Boticellego, Breughla i tak by można jeszcze wyliczać. Bardzo spodobał mi się natomiast sposób ekspozycji w tej galerii. Obrazy są bardzo dokładnie oświetlone tak, że idealnie widać barwy.
Wracam jeszcze na chwilę obok katedry. Jest już ciemno, a na placu grupka osób rozdaje uściski za darmo, więc ściskam się z dwoma dziewczynami. To taki happening. Anglosasi chyba wymyślili.
Jadę metrem na dworzec. Wypijam dwie kawy. Jest strasznie zimno. Pociąg do Bolonii odjeżdża o godz. 19.15. Pociąg klasy Regionale jest bardzo przytulny. Nie ma dużo ludzi i najważniejsze, że ma bardzo przyjemną dmuchawę, która wydmuchuje ciepło wprost na moje zziębnięte nogi.
Na dworcu w Modenie jestem z dwudziestominutowym opóźnieniem. Biletu mi nie zdążyli sprawdzić. Na dworcu kręci się dużo Murzynów.
W miarę szybko odnajduję mój hostel. Pokoje trzy-osobowe. Na jednym z łóżek śpi Marokańczyk. Jest już ok .22. Wychodzę na miasto, które jest bardzo spokojne. Prawie nie ma ludzi, może dlatego, że jest bardzo zimno. Chodzę sobie przez około dwie godziny po tych przytulnych uliczkach, robiąc fotografie.
O 24 idę spać.
Poprzedni wpis Następny dzień - Modena, Bolonia, ForliTagi:
Bangkok podróż dookoła świata Fidżi Nowa Zelandia Kolumbia Filipiny