Powrót do Polski

29 listopada 2014

I tak to nadszedł ostatni dzień podróży. Kiedy przebiegam myślami przez wszystkie chwile, które tu spędziłem w Chile i Argentynie, nie mogę się nadziwić, że tyle udało się zrobić przez te cztery tygodnie. No nic, czas się spakować i ruszyć na lotnisko.

Na lotnisku spotykam Francuza, który wraca awaryjnie do domu. Powodem była kradzież, która spotkała go w miejscowości Calama. Działa tam wyspecjalizowana szajka złodziei. Prawdopodobnie już przenieśli się do innego miasta, ale warto poznać ich sposób działania.

Zaczyna się niewinnie. W mieście, restauracji, barze lub w innym miejscu, w którym czujemy się swobodnie, rozpoczyna z nami rozmowę jakiś bardzo miło wyglądający Chilijczyk. Jest naprawdę przyjemnie. Gość może być bardzo dobrze ubrany i towarzyszą mu znajomi. Nagle jedna osoba z towarzystwa wychodzi. Po chwili orientujemy się, że "poszedł sobie" gdzieś także nasz plecak. I już po wszystkim. Pozostaje udać się do konsulatu i załatwić nowy paszport. Z powrotem z Argentyny jest jednak ten problem, że linie lotnicze mają jakieś swoje przepisy, których nie znają placówki konsularne. Bilet na tymczasowym paszporcie musi być do kraju docelowego, nie są możliwe jakieś przesiadki. W każdym razie Francuz ma problem, bo gdy podszedł do okienka linii Aerolineas Argentinas z biletem, dowiedział się, że nie może tak lecieć i muszą mu przebookować bilet. Poza tym jednak warto pamiętać, by pieniędzy i dokumentów nie nosić w plecaku, który dość łatwo ukraść za pomocą tej i wielu podobnych sztuczek.

Lot do Madrytu mija dość szybko. Niestety nie ma tu ekranów w fotelach i systemu rozrywki. Czas upływa mi na nauce na egzamin z prawa gospodarczego. Specjalnie zarezerwowałem bilet przy oknie, żeby popatrzeć sobie na góry w czasie przelotu przez Andy, ale zasnąłem w czasie startu. Gdy się obudziłem, ujrzałem jakąś ostatnią górę, a potem już tylko stepy i pustynie...

Lot

W Madrycie jestem o 7 rano. Tam czeka na mnie mój znajomy Szymon, który nie spał całą noc i przyjechał tu prosto z imprezy. Jest więc dobry czas, żeby pogadać trochę przy piwku. Później jadę z nim do muzeum, gdzie opiekuje się wystawą pająków. Są tam różne gatunki tarantul. Co ciekawe, wiele z nich żyje w Argentynie. Aż mnie ciarki obleciały... Czasem niewiedza jest cnotą. Okazuje się jednak, że nie do końca, bo prawda jest taka, że wiele z tych wielkich pająków nie jest w stanie wyrządzić człowiekowi większych szkód niż np. pszczoła. Co innengo skorpiony, te mogą być bardzo groźne. Jest też czarna wdowa - niewielki, niepozorny pajączek, który może nawet zabić, ale nawet on dla człowieka rezerwuje niewielkie ilości jadu, który ma go raczej przestraszyć niż pozbawić życia. Po obiedzie na jakiejś uniwersyteckiej stołówce czas wracać na lotnisko.

Wystawa pąjaków Tarantula na rękach

W Berlinie jest już dość zimno. No tak, koniec listopada. Idę z lotniska do hostelu pieszo, ale trochę mi to zajmuje czasu. Przy pałacu Charlottenburg jest już jarmark świąteczny. Najtańszy hostel jaki był dostępny, SleepCheapHostel, jest całkiem w porządku.

Śniadanie w Berlinie

Następnego dnia idę na Polskiego Busa i wracam do Polski.

Odra - powrót do Polski

Cały wyjazd zaliczam do bardzo udanych, jak zresztą na razie chyba wszystkie moje wyjazdy. Do Argentyny chciałbym jeszcze wrócić, bo czuję się tam jak w domu, nieważne, w mieście czy w górach...

Poprzedni wpis Następny wpis
comments powered by Disqus
© Jożin Entertainemt 2015. Wszelkie prawa zastrzeżone.