20 listopada 2014
Około 9 po nawodnieniu się dużą ilością yerba mate, idziemy w górę.
Wyjście raczej aklimatyzacyjne. Celem jest dojście na przełęcz na 5000 m. Stamtąd można iść na niższy szczyt - Cerro Vallecitos, jeśli będą siły. Problemem może być pogoda. Na razie nie jest najgorzej. Trochę chmur, trochę wieje.
Dochodzimy to obozu La Hoyada (4700 m). Tu namiot Belga. Pusty - widocznie ruszył dzisiaj na szczyt.
Później idziemy w górę trochę po śniegu. Dochodzimy do przełączki, gdzie można skręcić w lewo na Cerro Lomas Amarillas (5095 m). Słońca już nie ma. Chmury się podnoszą.
Zimno w ręce, zimno w nogi. Boli głowa, niedobrze mi na żołądku. Na ok. 4900 m mówię, że zawracam.
Po pół godziny od odwrotu zaczyna padać śnieg. Potem śnieżyca się wzmaga, widoczność spada do dwudziestu metrów. Gdybym nie miał GPS, pewnie nie trafiłbym do namiotu.
Udało mi się zejść przed największymi opadami. Chłopaki wracają półtorej godziny po mnie. Byli na przełęczy. Spotkali Belga, który wracał ze szczytu Cerro El Plata. Mówił, że konieczne są raki. Ja raki mam, ale czy jutro w ogóle będą warunki?
Pada coraz mocniej, a ja mam pewien problem, bo wszystkie zamki od namiotu odmówiły posłuszeństwa. Przy silnym wietrze mogę mieć zaraz w środku pełno śniegu. Wyciągam igłę i nici i zaszywam wejście do namiotu.
Po dwóch godzinach samopoczucie się poprawia. Można coś zjeść. Cały czas sypie i wieje. To nie będzie spokojna noc.
Poprzedni wpis Następny wpis comments powered by Disqus