7 listopada 2014
Rankiem udaję się z Rodrigo do centrum w celu zakupu biletów na autobus do Mendozy (Argentyna). Rodrigo chce jechać jutro rano. Ja wolę wybrać się już nocą. Nie mogę się doczekać gór. W biurze obsługa bardzo miła. Starsza pani cierpliwie pokazuje wszystkie opcje dojazdu i z gracją posługuje się komputerem.
Przechodzimy przez Plaza de Armas - główny plac Santiago, który obecnie nie wygląda zbyt ciekawie. Cały w remoncie. Zachodzę na chwilę do katedry metropolitarnej.
Idziemy do La Piojera - kultowego baru o ponad 100-letniej tradycji. Krzywe stoły i klejące się siedzenia oraz kolorowe ściany. Od razu czuję się tu jak w domu.
Zamawiamy drink zwany terremoto, czyli trzęsienie ziemi. W jego skład wchodzi wino Pipeno, fernet, lód ananasowy oraz grenadyna. Całość wymieszana przez uśmiechniętego barmana z Dominikany.
Siedzimy tam chyba z 2 godziny. Tradycja nakazuje zamówić także una replica, co oznacza "wstrząsy wtórne". Jest to po prostu kolejna porcja terremoto. Nazwa drinku ma oczywiście związek z licznymi trzęsieniami ziemi, które nawiedzają Chile.
Z czasem schodzi się coraz więcej ludzi. Wieczorem musi być tu niesamowity klimat.
Tymczasem wychodzimy z baru ok. 14, lekko wstrząśnięci. Na dworze prawdziwy upał.
Pieszo wracamy do hostelu. Po drodze zakupuję kartę prepaid do telefonu.
Bliżej wieczoru idziemy jeszcze na Mercado Central w celu skonsumowania owoców morza, ale ten popularny targ rybny najwidoczniej czynny jest tylko do południa.
Nie pozostaje mi nic innego jak pożegnać się wieczorem z Rodrigo i wyruszyć na dworzec (Terminal Sur). Do Santiago jeszcze wrócę, a Rodrigo być może zobaczę w Mendozie.
Kiedy ostatnio byłem w Santiago, był okres zimowy. Teraz podoba mi się tu o wiele bardziej.
W autobusie do Mendozy siadam koło babci z Argentyny. Dają drobny poczęstunek, potem zasypiam.
Poprzedni wpis Następny wpis comments powered by Disqus