24 listopada 2014
W poniedziałek nie działo się zbyt dużo. Przed południem udaję się do nieoficjalnego Muzeum Augusto Pinocheta, ale nie zostałem wpuszczony z powodu jakiegoś przemeblowania. Powiedziano mi, żebym przyszedł w środę. Z powrotem wracam autobusem. Na przystanku starszy pan kupił mi bilet, używając swojej karty komunikacyjnej. Rozmawiałem z nim całą drogę. Zostawił mi nawet wizytówkę z numerem telefonu, gdybym czegoś potrzebował. Dobry człowiek.
Wieczorem w hostelu organizowano terremoto night. Można było napić się za darmo terremoto, bez limitu (pisałem o tym drinku tutaj. Zjawiła się grupa Brazylijczyków i Holendrów ze szkoły językowej. Terremoto lało się litrami, bez ograniczeń i to dłużej niż przez godzinę, jak wcześniej informowano. Brazylijki zaczęły puszczać swoje przeboje i zrobiło się bardzo imprezowo.
Później okazało się, że w hostelu jest całkiem dużo Polaków. Może nawet byliśmy najliczniejszą grupą. Wszyscy akurat właśnie przylecieli do Santiago, więc wieczór upłynął na rozmowach, gdzie by tu się wybrać, co zwiedzić, północ czy południe itd. Nawiązałem też kontakt ze Szwajcarem i Norwegiem, którego nie omieszkałem spytać, dlaczego Andersowi Brejvikowi nie chcą dać do celi Playstation 3. Temu jednak nie bardzo było do żartów. Jest też Austriak z wielką hipsterską brodą. Wszyscy bardzo lewicowi i poprawni politycznie.
Po północy jeszcze obowiązkowe completo italiano w dzielnicy Bellavista. Na tamtejszych stoiskach hotdogi są najtańsze. Obok jest też uliczne stoisko z pysznymi churros.
Poprzedni wpis Następny wpis comments powered by Disqus