5 listopada 2014
Pobudka w Madrycie.
Hostel La Posada de Huertas serwuje całkiem dobre śniadanie.
Czas ruszać na lotnisko. Mojego Jim Beama, ledwie napoczętego, zostawiam w kuchni w hostelu.
Po drodze kupuję dziennik El Pais. Pogoda już trochę lepsza. Madryt znacznie ładniej wygląda rankiem niż nocą.
Udaję się metrem na lotnisko Barajas. Bilet na przejazd kosztuje normalnie 2 euro, ale na lotnisko jest dopłata 3 euro. Wymyśliłem więc, że nie wysiądę na terminalu 4, lecz na wcześniejszej stacji "Barajas" i ten kawałek dojdę. Kawałek okazuje się być jednak dość dużym kawałkiem i szybko stwierdzam, że nie był to najlepszy pomysł. Lotnisko jest naprawdę ogromne. Trzeba iść jakąś drogą przez postój taksówek i do końca nie wiem, czy trafię do wejścia, a czasu mało. Idzie jednak też tą drogą para Meksykanów, więc jest nadzieja.
Na lotnisku jestem godzinę przed odlotem. Bagaż oczywiście został nadany już w Berlinie. Do mojego wyjścia mam jeszcze 26 minut, jak mnie informuje znak, w tym podróż czymś w rodzaju lotniskowego metra.
Na szczęście udaje się. Dość dużo Polaków. Wszyscy z biletami za 1100 zł. W strefie wolnocłowej załapuję się jesszcze na degustację dobrego koniaka.
Lot jest przyjemny. Oglądam trzy filmy: drugą część "300", "Pompeje" i "El Camino" o pielgrzymce do Santiago de Compostella. Obok mnie siedzi Hiszpan, który pracuje w Chile w fabryce zabawek i lata tak co 6 tygodni. Jedzenia w Iberii nie serwują zbyt dużo, a i obsługa tak jakoś zbyt pospiesznie chyba działa, ale co tu narzekać, jeśli się leci za takie pieniądze.
Dolatujemy do Santiago de Chile ok. 21. Na lotnisku nawiązuję kontakt z Polakami i razem wsiadamy do autobusu do centrum. Okazuje się, że zarezerwowaliśmy ten sam hostel: Hostal Forestal. Dosiada się wkrótce do nas jeszcze jeden Polak - Filip, który prowadzi bloga www.stacjafilipa.pl. Do centrum jadą dwa autobusy. Do naszego jakoś jest mniejsza kolejka.
Dojeżdżamy do głównego dworca autobusowego (tzw. Terminal Sur). Stamtąd metro do Plaza Baquedano. Metro kosztuje coś. ok. 770 pesos chilijskich (jeden dolar = w tym czasie ok. 580 pesos, trzeba trochę czasu, żeby zacząć to sensownie przeliczać na złotówki, ale wychodzi na to, że 1000 pesos = ok. 6 zł). Przy okazji kupna biletu przypominam sobie, że tutaj bilet to nie billete, a boleto.
W Hostal Forestal byłem już ostatnio i był całkiem niezły. Może przez te pięć lat trochę się zapuścił. Nocleg kosztuje ok. 10 dolarów w pokoju 8-osobowym. Co ciekawe chłopak w recepcji twierdzi, że płacąc w lokalnej walucie trzeba doliczyć jakieś 19% podatku.
Próbuję wyjść jeszcze na miasto kupić coś do jedzenia, ale o 23 za bardzo nie ma dużego wyboru. Poza tym jest już tak jakby 3 w nocy w Europie i chce się spać. W pokoju jest jeden dziadek, Chilijczyk, z brodą jak święty Mikołaj. Dobrze mówi po angielsku.
Poprzedni wpis Następny wpis comments powered by Disqus