Szkocja - załamania pogody cd. i początek odwrotu

27 kwietnia 2013

Jak tylko wróciłem wczoraj do namiotu zaczęło padać - na zmianę: śnieg i grad. Najgorszy był jednak wiatr, który dął bez przerwy, a co jakiś czas uderzał ze zwiększonym impetem w namiot - za każdym razem mocniej. Obawiałem się więc, że w końcu nadejdzie to finalne uderzenie, które połamie namiot, a ja będę musiał w tej ciemności i zawierusze przetrwać do rana. Zaśnięcie w takich warunkach było niemożliwe. Tym bardziej, że rozbiłem się na nierównym terenie i ciężko było się wygodnie rozłożyć. Teren był zresztą podmokły, więc choć nie powinno się to zdarzyć, w namiocie zaczęło się zbierać coraz więcej wody.

W pewnym momencie, w środku nocy, dostrzegłem na ścianie namiotu światło latarki. Przeraziłem się z początku. Uchyliłem wejście, a na zewnątrz, w odległości około 10 metrów ujrzałem przyczepę kempingową i dwie osoby grzejące się przy ognisku. Poczułem się nawet wtedy lepiej, jakby mniej samotnie. To był oczywiście sen, choć bardzo realny. W sumie tylko dzięki takim dziwnym snom miałem świadomość, że spałem.

W tych warunkach przetrwałem do rana. Mój namiot (Komodo Plus marki Marabut) po raz kolejny udowodnił, że jest wytrzymałą konstrukcją, przynajmniej wtedy, gdy użytkuje się go we właściwy sposób. Stelaż złamał mi się wcześniej tylko raz - pod ciężarem prania na rozwieszonego w środku na sznurku.

Namiot w deszczu

Po takiej nocy nie bardzo chciało się wychodzić na zewnątrz, tym bardziej, że pogoda była cały czas taka sama. Wyszedłem jednak przejść się po dolinie z zamiarem znalezienia jakiegoś lepszego miejsca na namiot, jakoś osłoniętego od wiatru. Takiego miejsca jednak nie znalazłem. Wiatr wciskał się w każdy zakamarek doliny.

W końcu postanowiłem wyruszyć w góry. Co jakiś czas się przejaśniało na jakieś 10 minut. Miałem nadzieję, że trafię na jakieś dłuższe okienko i uda mi się dojść do Carn Eige. W ostateczności mogę nawet iść w śniegu. Początkowo nie było źle.

Droga na przełęcz

Poszedłem na przełęcz, tę samą co wczoraj i tam skręciłem w prawo. Ścieżka prowadziła gość stromym zboczem. Z początku była dobrze widoczna, lecz potem zaczęła przebiegać przez większe obszary śniegu. W końcu zniknęła, nadeszła chmura, zaczęło padać i wiać. Postanowiłem wtedy zawrócić, gdyż było późno, wietrznie i nieco groźnie.

Droga na Carn Eige

Postanowiłem jednak jeszcze wejść na tę samą górę co wczoraj, bo to było jedyne miejsce w okolicy, gdzie mogłem złapać zasięg sieci komórkowej.

Było jednak dużo gorzej niż wczoraj. Wiało naprawdę mocno. W pewnej chwili się przejaśniło, wyszło nawet słońce. Przysiadłem więc, żeby wyciągnąć aparat i zrobić parę zdjęć. I nagle wtedy, nie wiadomo skąd przyszła zawieja, która omal co mnie nie zwiała za zbocza. Zdążyłem to tylko uwiecznić na filmiku:

Kontynuowałem jednak podejście z zamiarem zrobienia tej samej drogi, co wczoraj. W końcu nawet wyszło słońce, choć huraganowy wiatr nie ustawał.

Widok na przełęcz, z której szedłem Szkockie góry - droga, którą przeszedłem Szkockie góry

Gdy zszedłem do namiotu, było już po 18. Po krótkim namyśle podjąłem szybką decyzję o wycofaniu z doliny, gdyż nie widziałem szans na poprawę pogody. Poza tym, ewidentnie robiło się zimniej i przesuwała się niżej granica śniegu, który już nawet obok namiotu tak szybko nie topniał. Nie bez znaczenia było też to, że uświadomiłem sobie, że znajduję się jakieś 40 km od najbliższej miejscowości, gdzie jest pewne połączenie komunikacyjne, więc lepiej rozpocząć odwrót, bo nie byłem pewien, czy będę w stanie złapać jakiś transport.

Jeszcze spojrzenie wstecz:

Szkockie góry

Spakowałem się w jakieś pół godziny i zacząłem schodzić niżej. Tam śnieg przeszedł w deszcz - miła odmiana.

Przesuwałem się w kierunku jeziora Loch Affric.

Glen Affric

Okolice tego jeziora są bardzo ciekawe, porośnięte starym lasem, gdzie można znaleźć bardzo ciekawe okazy sosny kaledońskiej.

Gdy doszedłem do jeziora, zacząłem się rozglądać za noclegiem. Teren jednak był wszędzie bardzo bagnisty, a niewielkie skrawki co bardziej twardego gruntu wystawione były na działanie rozszalałego wiatru.

Kiedy już minęła dziewiąta i zaczęło się ściemniać, powoli traciłem nadzieję na znalezienie jakiegoś znośnego miejsca na nocleg, aż nagle natrafiłem na idealny wręcz zakątek - bardzo równy kawałek ziemi i to niemal bez wiatru.

Namiot nad Loch Affric

Rozbijam namiot. Przynajmniej ta noc będzie spokojna. A jutro wracam do cywilizacji.

Poprzedni wpis Następny wpis
comments powered by Disqus
© Jożin Entertainemt 2013. Wszelkie prawa zastrzeżone.