27 lipca 2014
11. dzień
Rankiem całkeim niezła pogoda. Pakuję się szybko i ruszam w kierunku Zermatt. Nocleg na kempingu ma jednak to do siebie, że więcej czasu zajmuje rano zwinięcie wszystkiego. Nocując dziko, przed 8:00 już jestem na drodze. Z kempingu nie wyruszam wcześniej niż przed 10:00.
Przy dobrej pogodzie dojeżam do Visp, gdzie skręcam już w stronę Zermatt.
Na spokojnym rynku w Visp zamawiam dużego kebaba (9 fr.). Dawno nie jadłem mięsa, więc pozwalam sobie na taki luksus. Porcja jest zresztą bardzo duża, więc też ciężko się ruszyć, zwłaszcza, że czeka mnie chyba 500 m podjazdu.
Droga w kierunku Zermatt jest dość ruchliwa, ale daje się ją pokonać w miarę sprawnie.
Dojeżdżam do Tasch, gdzie znajduje się kemping. Rozbijam namiot i ruszam rowerem do Zermatt, żeby wejść jeszcze na jakąś górkę. Droga do Zermatt jest zamknięta dla pojazdów z silnikami spalinowymi.
Bez całego bagażu jedzie się znacznie szybciej. Zamiast 5-6 km/h, można "pędzić" pod górkę nawet 9-10 km/h.
Centrum Zermatt jest bardzo ruchliwe. Wiele sklepów, reatauracji oraz turystów, szczególnie z Japonii.
Odnajduję na mojej mapie w telefonie jakąś ścieżkę i ruszam w kierunku jeziorka, które znajduje się na ok. 2200 m. Jest już po 18. O tej porze nie ma prawie ludzi na szlaku. W dzień musi tu być tłoczno niczym na Gubałówce, bo są tu jakieś budki i restauracje.
Samo jeziorko szału nie robi. Obok prowadzone są jakieś roboty, jest rozkopana droga. Po drodze jednak delektuję się wspaniałymi widokami na Matterhorn, którego można czasami prawie w całości dostrzec przez chmury. Istotnie jest to Góra Gór. Choć widziałem ją wiele razy na fotografiach, jej ogrom można ocenić dopiero oglądając ją z bliska.
Wracam do mojego roweru już ok. 21. Trzeba jeszcze zjechać do Tasch.
Planowałem zostać tu dwa dni i trochę połazić po górach, ale prognoza za dwa dni nie jest zbyt dobra. Wolę więc wykorzystać jutrzejszy słoneczny dzień, żeby dojechać gdzieś dalej. Poza tym widziałem Matterhorn, czuję, że cel został osiągnięty. Dłuższy postój będzie w okolicy Chamonix. Chociaż czuję, że nogi wołają o choć jeden cały dzień odpoczynku.
Statystyka:
104 km rowerem
Poprzedni wpis Następny wpis comments powered by Disqus