2 grudnia 2010
Dziś mija rok od powrotu do Polski z mojej pierwszej podróży dookoła świata. Trudno w to uwierzyć, bo oznacza to także, że niedługo miną dwa lata od wyjazdu.
Przez ten rok co jakiś czas przychodziły mi na myśl wspomnienia bardzo różne. Nocowanie w namiocie w lesie w środku patagońskich Andów albo pod gołym niebie w Andach Centralnych. Długie godziny spędzone w wygodnych argentyńskich autobusach, bezkresne drogi, zmieniające się szybko widoki za oknem.
Często przychodzą mi jednak na myśl zwykłe momenty. One najbardziej zapadają w pamięć. Jak to budziłem się w hostelu w Mendozie, szedłem zjeść alfajora, pogadałem ze znajomymi Argentyńczykami, a potem wychodziłem na letni skwar i włóczyłem się bez celu po ulicach. Tak samo chadzałem po Sydney, słuchałem Andres Calamaro i nie myślałem, że to się kiedyś skończy. Przypominam sobie chatkę na Filipinach, metrów od morza. Gdy wieczorem nadchodził przypływ, prawie się trzęsła. Za to rano była cisza, gdy morze oddalało się o 300 metrów od brzegu. W chatce mieszkałem z dużym gekonem, który co godzinę wydawał swoje porykiwania. Polubiłem go i myślę czasami, co teraz porabia. Czasami też myślę o Harrym z Nowej Zelandii, który mnie wziął na stopa, potem zaprosił do swojego ciepłego domu z widokiem na jezioro Wanaka. Na koniec jego żona upiekła tradycyjny nowozelandzki placek. Pokazał mi ciekawy szlak, dał na drogę mapę, jedzenie i ciepłe bawełniane skarpetki.
Czasem zakładam jeszcze te ciepłe skarpetki i przenoszę sie tam, do wilgotnych lasów zachodniego wybrzeża Wyspy Południowej, do chatki w dżungli, kiedy 3 dni czekałem z robotnikami aż przestanie padać. To są dobre skarpetki, całe czas mi służą. Ile jednak jest takich rzeczy i wspomnień, które niszczeją i odchodzą w niepamięć.
Rok od powrotu szybko minął. Zdecydowanie zbyt szybko, a ja nawet nie spłaciłem wszystkich długów z tamtej podróży. Zamiast tego harówa i ostra zima.
Niedawno zadzwonił do mnie w nocy Manoj z Sydney, sympatyczny Hidnus. Rozmawiałem z nim chyba z 15 minut, jakbym powrócił na chwilę do innego świata. Odwiedziłem niedawno Jurka, dobrego druha z Argentyny, powspominaliśmy nasze ś[piewy na parkingu obok lodowca Perito Moreno w Argnetynie. Takie momenty jednak na nowo rodzą podróżniczy niepokój.
Dlatego cały czas powtarzam sobie, że to była tylko pierwsza podróż dookoła świata. I będą następne...
cdn.
Poprzedni wpis Następny wpisTagi:
Bangkok podróż dookoła świata Fidżi Nowa Zelandia Kolumbia Filipiny