28 listopada 2010
Wstaję o 9.40, ponieważ o 10 trzeba się wyprowadzić z hostelu. Nie wiem, jak to zrobią moi współlokatorzy, bo gdy ja wychodzę tuż przed 10, oni jeszcze śpią.
Na dworze pada deszcz. Kieruję się w stronę bijących dzwonów i w ten sposób trafiam na Mszę Św. w Chiesa di San Giorgio.
Po zaspokojeniu potrzeb ducha, wychodzę na zewnątrz. Tu niestety pada deszcz. Zachodzę jeszcze na chwilę do katedry, która z zewnątrz jest oklejona rusztowaniami, ale w środku ujmuje romańską ciemnością i klimatem.
Idę na dworzec. Wszak przede mną jeszcze Bolonia i Forli. Ogrzewam się w McDonaldzie. To oczywiście nie jest słynna kuchnia włoska, ale i tak zapomniałem kanapek, a zjeść trzeba i to nie za drogo.
Do Bolonii jest ok. 30 km, jadę 40 minut. Tam pada śnieg, który topnieje od razu. Buty mam wiec całe mokre. Na szczęście, w Bolonii, co jest niesamowite wzdłuż ulic są przestronne i bardzo długie arkady. To mnie ratuje przed tym mokrym śniegiem. Przechodzę więc pod tymi arkadami.
Zobacz: Hotele w Bolonii
Trafiam na kościół ojców Filipinów. Zamknięty. Potem dochodzę do jakiegoś chyba głównego placu. Nie mam mapy i przewodnika, ale rozpoznaję słynne bolońskie krzywe wieże.
To miasto mnie urzeka od razu, mimo barbarzyńskiej pogody i chłodu. Trzeba tu wrócić latem. Na razie przed chłodem chronię się w kawiarniach, gdzie na stojąco można wypić kawę za 1 euro, a w pizzerii można dostać kawałek pizzy.
Około 15 stwierdzam, że czas na ewakuację do Forli. Pociąg jedzie ponad godzinę. W dodatku okazuje się, że nie mam potwierdzonego biletu, który przed wyjazdem trzeba skasować w żółtej niebieskiej skrzynce na dworcu. Konduktor mnie spisuje. Pytam czy będzie multa, a on, że tylko dla bezpieczeństwa spisuje. Mówi, że za tydzień przyjeżdża do Warszawy. Ta akcja z biletem mnie zaskoczyła. Kiedys koleżanka z Włoch mówiła, że u nich nie trzeba kupować w ogóle biletów, ale chyba czasy się zmieniły.
W Forli leje już na całego, ale do wylotu zostało trochę czasu. Idę na piechotę do centrum historycznego, bo autobus coś nie dojeżdża. Miasteczko ładne i interesujące, tylko żeby było trochę cieplej...
Ostatecznie decyduję się jechać na lotnisko. Lotnisko jednak jest bardzo małe. Tylko parę lotów dziennie. Nie ma nawet strefy wolnocłowej. Samolot, który miał lecieć o 20.50, spóźnia się o godzinę.
W czasie lotu pogawędka z Pakistańczykiem, który chce rozkręcić biznes w Polsce.
A w Warszawie śnieg.
Mimo wszystko przyjemnie tak się urwać chociaż na dwa dni do innego świata. Obliczyłem, że od wyjścia z mojego mieszkania do dotarcia do centrum Mediolanu wychodzi ok. 6 godzin. Do szybciej niż by jechać pociągiem do Gdańska...
Poprzedni wpis Następny wpisTagi:
Bangkok podróż dookoła świata Fidżi Nowa Zelandia Kolumbia Filipiny